Wielokrotnie rozmawiałam z Bogiem o moim życiu, o tym jak
ono wygląda, z czym jest mi trudno i jakiego życia pragnę.
Żeby było jasne – dla mnie Bóg to słowo odnoszące się do Potęgi Życia, Stwórczej Iskry, Energii czy też
Esencji Stworzenia. Bóg to Wszystko Co Jest – Koniec i Początek. Bóg to TAO.
Kosmos, Wszechświat, Natura; pyłek, ziarnko piasku, galaktyka i inne
wszechświaty – to wszystko jest Bogiem. Ja i Ty również. Kiedyś pogniewałam się
na słowo „BÓG”, ze względu na jego religijne sponiewieranie. Jednak zdążyłam
się już z nim przeprosić. Zatem to słowo jest symbolem ABSOLUTU, którego ludzki
umysł raczej nie jest w stanie pojąć.
Zatem – rozmawiałam z Bogiem i nieraz prosiłam o pomoc, o
dodanie sił i wytrwałość w pokonywaniu trudności. Ufność w opiekę Opatrzności,
podążanie w Duchu Tao i przełamywanie wewnętrznych oporów pozwoliły mi przejść
przez wiele dramatycznych sytuacji. Upadałam i podnosiłam się. Były momenty
kiedy kompletnie opadałam z sił, zdarzyło się że przed sobą widziałam już tylko
ścianę. Zawsze jednak pojawiały się rozwiązania.
Całkiem niedawno, pomimo przejścia już tak długiej drogi i
wydawało się – wychodzenia na prostą, uległam słabości i poczuciu beznadziei,
załamałam się.
Ponownie porozmawiałam z Bogiem o moim życiu. O tym, że nie
chcę już tego życia żyć, skoro pomimo starań i wysiłków nadal stoję w
bezruchu. Moje działania nie przynoszą efektów, a ja czuję że marnuję swój potencjał. Powiedziałam, że jeśli moje
życie ma dalej wyglądać tak jak obecnie, to ja już dziękuję, nie chcę i proszę
mnie oddelegować w inne rejony, gdzie będzie ze mnie jakiś pożytek.
Powiedziałam, że mam serdecznie dość życia wśród toksycznych ludzi, jacy ni jak
ze mną nie harmonizują; że nie chcę wciąż martwić się o swój byt i o to, gdzie
będę mieszkać; że mam dość bezdomności, samotności, łez i walki; że sytuacja
przytłacza mnie i już więcej nie czuję się na siłach, by jej w pojedynkę
podołać. Powiedziałam, że się poddaję i niech się dzieje co chce! Chciałam
umrzeć. Oddałam się w ręce Stwórcy.
I stało się tak, że z tą decyzją w sobie szłam przez zalane
wiosennym słońcem miasto. Rozglądałam się wokoło. Zauważałam, jak dużo piękna
mnie otacza. Moje serce miękło. Czułam, że tak naprawdę w głębi siebie nie chcę
tego opuszczać. Kolejny raz zrozumiałam, jak bardzo KOCHAM ŻYCIE! Stopniowo
odpuszczałam podjętą z pełną zaciętością decyzję. Właściwie – decydowałam się
oddalić ją w czasie, odsunąć na później. Dać szansę życiu i Bogu.
Życie powinno być ciekawe, kreatywne, pełne ruchu. Soczyste
i energetyczne – jak dojrzała pomarańcza. Wymarzyłam sobie pomarańczowe życie.
Wizualizowałam je. Poczułam w sobie mocno. Wytworzyłam we własnym umyśle nowy
wzorzec. I porozmawiałam o tym z Bogiem.
Właściwie – ponownie oddałam się Bogu. Postanowiłam przestać
się wysilać i wciąż starać. Pozwoliłam, aby Życie o mnie zadbało. A ja popłynę
z prądem. Do mnie należy pozostawanie w uważności, odbieranie sygnałów i
znaków. Przyglądanie się temu, co dzieje się wokół mnie oraz wsłuchiwanie się w
głos wewnętrzny i rozwijanie własnej Intuicji. Oraz – podejmowanie decyzji. Każdego dnia dokonuję wyborów i
ponoszę ich konsekwencje. Zrozumiałam też, że - jak zwykle - każde wydarzenie ma sens i to co pozornie mi się nie udawało, w rzeczywistości działało na moją korzyść, abym w rezultacie zrozumiała czego NAPRAWDĘ chcę. Niekiedy potrzebuję jeszcze wyzbyć się ciągłego „A CO, JEŚLI…”
i – zaryzykować.
No i właśnie nastał TEN moment – podejmuję na pozór
ryzykowną decyzję. Wszystko dalej – będzie jej konsekwencją. Wygląda na to, że
koło fortuny mocno się zakręciło.
Półtora miesiąca wstecz byłam przytłoczona własną sytuacją,
mieszkając w warunkach jakie trudno mi było znieść, otoczona ciężkimi
wibracjami myślałam, że nie wytrzymam. Przyjaciele podtrzymywali mnie na
duchu. Rozmowy i świadomość, że „gdzieś, tam” jest ktoś życzliwy niezwykle
pomagały. Miałam momenty poddawania się wewnętrznej rezygnacji, ale szczęśliwie
potrafiłam z nich wyjść. Mówiłam o swoich trudnościach i potrzebach. Energia
krążyła. Informacje przepływały i dotarły tam, gdzie powinny. Trafiłam do
właściwych ludzi. WSZYSTKO JEST POŁĄCZONE, A MY WSZYSCY STANOWIMY ŚWIAT.
Jednego dnia siedziałam w ciemnej przestrzeni, następnego
otworzyłam oczy i widziałam nad sobą jasne niebo. Sytuacja odmieniła się tak
szybko i nagle, wprawiając mnie samą w radosne zdumienie. Przetrwałam burzę i
zostałam wyprowadzona na zielone łąki. Trafiłam do pięknego domu, przyjęta
przez życzliwych, otwartych ludzi. Z betonowego blokowiska do domu pod lasem.
Ze ściskającej umysł atmosfery dysharmonii i konfliktu, do przestrzeni spokoju
i wyciszenia.
Tak właśnie dzieje się, kiedy pomimo zawirowań i piętrzących
się trudności człowiek potrafi nieść w sobie ufność i poddaje się biegowi
wydarzeń. Jestem wdzięczna. Bardzo, bardzo wdzięczna losowi oraz ludziom na
mojej drodze.
I oto - kolejny
zwrot!
Marzyły mi się podróże, wyjazd gdzieś hen, gdzie żyje się
inaczej – dzieje się!
Nie mam pieniędzy ani swojego domu, a okazuje się że pomimo
tego moje marzenia stopniowo realizują się!
Zaraz wyjeżdżam! Dzięki przyjaznym, życzliwym ludziom
dostaję bilet na podróż i zaproszenie w dzikie Bieszczady! Witaj Przygodo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz