Polecany tekst

MOJA KORONA

Na Pełni w Skorpionie zagłębiam się w sobie... 6.05.2020 MOJA KORONA 👑  Moja Korona jest Zielona  Berło moje jest wśród drze...

19 grudnia 2013

Jak pozwoliłam pozbawić się energii

  
Postanowiłam podzielić się tym doświadczeniem – ku przestrodze.
Otóż natknęłam się na osobę, która zaczęła celowo przykuwać moją uwagę. Stałam na przystanku, czekając na autobus. W pewnej chwili zauważyłam kobietę. Nosiła duże ciemne okulary, a mimo to wiedziałam, że na mnie patrzy i stara się przyciągnąć mój wzrok
Widziałam i czułam, że coś z nią jest NIE TAK. Gdy nadjechał mój autobus wsiadła do niego tuż za mną i zaraz rozpoczęła rozmowę przez telefon. Mówiła na tyle głośno, aby pasażerowie obok słyszeli dokładnie treść rozmowy. Informowała rozmówcę o nagłej śmierci młodego mężczyzny i terminie pogrzebu. Właściwie, to KTO jadąc autobusem przeprowadza TAKIE rozmowy? Ale to oczywiście nie moja sprawa. Nie chciałam tego słuchać, wiedziałam że to nic dobrego, czułam że to celowe wciąganie w niskie wibracje, w energetyczny dół, a jednak… nie potrafiłam przestać, nie przeszłam w inne miejsce. Sygnał był na tyle silny, że choć chciałam się odciąć, przyciągał moją uwagę. Czułam jak moje uszy wręcz wyciągają się, aby słuchać jej opowieści, choć wcale słuchać NIE CHCIAŁAM! Wiedziałam, że słuchać NIE POWINNAM. Szczęśliwie po kilku minutach wysiadłam z autobusu.
Ale - Następnego dnia byłam wyczerpana! Jakby mi ktoś upuścił krwi. Ledwo zipałam i zastanawiałam się: O CO CHODZI?! Kiedy weszłam w siebie, zobaczyłam obraz tej kobiety. I już wiedziałam bez wątpienia, co stało się przyczyną mojego osłabienia. Czym prędzej poszłam do lasu, pobyć między drzewami, poprzytulać się do brzozy, aby oczyścić swoje pole i doładować je.
Uważajcie na siebie!
Takie pasożyty można spotkać na każdym kroku. Nie wypatrujcie ich. Bądźcie czujni wtedy, kiedy coś zacznie przyciągać waszą uwagę. Zastanówcie się czy to „COŚ” podnosi was, czy ściąga w dół. Kiedy tylko rozpoznacie, że coś jest nie w porządku, odczujecie jakiś niepokój – odetnijcie się od tego. Zmieńcie miejsce, pójdźcie w innym kierunku, skoncentrujcie myśli na czymś pozytywnym, nie pozwólcie aby ktoś wciągnął waszą uwagę (a więc energię) w niskowibracyjne, dołujące rozmowy, tematy. Możecie otaczać siebie światłem, złotym światłem i ugruntowywać się w poczuciu bezpieczeństwa.

Bywają też sytuacje, właśnie w komunikacji miejskiej, kiedy ktoś wcale nie rozpoczyna dyskusji, jednak siedzi i „dziwnie” się przygląda. To się czuje bardzo szybko. Nagle robi się „jakoś nieswojo”, albo można poczuć się słabo. To też powinno dać do myślenia.

Jeśli jesteś wystarczająco mocno ugruntowany w sobie, pełen swej wewnętrznej mocy, zamiast odcinać się możesz… myślą swoją i intencją, wewnętrznym skupieniem roztoczyć Pokój wokół siebie, tym samym wyciszyć i zneutralizować destrukcyjne zapędy innej Istoty.
Jeśli jednak nie czujesz się na siłach – odejdź, wyjdź, odetnij się bez wahania.

Za każdym razem trzeba umieć wyczuć daną sytuację, aby wiedzieć jak postąpić w tym konkretnym przypadku. Przede wszystkim należy BYĆ UWAŻNYM.
Niech Wam się nie wydaje, że jak już tyle przerobiliście, tyle doświadczyliście, to wiecie wszystko i nic takiego was nie spotka. Świat dookoła nieustannie się zmienia i zmiany te wciąż przyspieszają. Byty pasożytnicze coraz częściej tracą grunt pod nogami i za wszelką cenę usiłują przyczepić się do mało uważnych osób, z których energię da się czerpać.
Sama generalnie jestem uważna, a dałam się wciągnąć. W sytuacji, którą opisałam, do pewnego stopnia uległam manipulacji, jednak cały czas byłam obserwatorem zdarzenia. Spieszyłam się wówczas na ważne spotkanie i to na nim skoncentrowałam swoje myśli. To doświadczenie było mi potrzebne, aby być ostrożniejszą oraz – by uwrażliwić innych.
Bądźcie więc spokojni, zrównoważeni i ugruntowani wewnętrznie, przytomni i uważni, a wszystko będzie dobrze.

JA JESTEM MIŁOŚCIĄ,
JA JESTEM PRAWDĄ I ŻYCIEM.
JA ZARZĄDZAM, ŻE KAŻDA CIEMNA MOC
ODSTĘPUJE W MGNIENIU OKA.




Moja Droga na Południe - Bieszczady: TUTAJ CZAS PŁYNIE INACZEJ








Nawet nie masz pojęcia, jakim wydarzeniem było dla mnie poczuć góry, oddychać tamtym powietrzem, chodzić bosą stopą po mchu i moczyć ją w zimnym źródle za twoją namową...



POCZUĆ GÓRY
               
Przenosiny do Ciężkowic zostały zaplanowane, a tymczasem nasycałam się wyjątkową atmosferą Bieszczad. Tutaj czas płynie inaczej. Przez ostatnie dwa dni pobytu wydarzyło się i wchłonęłam tyle, jakby to było dni kilkanaście. Oddychałam głęboko powietrzem, pełnym życiowej energii, zapachu ziemi, traw, drzew.

Moja Droga na Południe - Bieszczady: NIEOCZEKIWANA ZMIANA MIEJSC i SPEŁNIANIE MARZEŃ




NOWY KIERUNEK

Kiedy następuje nieoczekiwana zmiana planów, znaczy to, że coś jest na rzeczy, a życie szykuje znacznie lepszy plan.

Wybieraliśmy się na cały dzień do Sanoka. Rano zadzwonił telefon. Henio przepraszając zawiadomił, że trzeba będzie wcześniej zwolnić miejsce w domu. Z trzech-czterech tygodni zrobił się tydzień. Zostały nam jeszcze trzy dni. Trochę przykro będzie tak szybko opuszczać to urokliwe miejsce. Zastanawialiśmy się więc – co dalej?

16 grudnia 2013

Moja Droga na Południe - Bieszczady: TRANSFORMACJE ŻYWIENIOWE czyli człowiek w procesie



Po wizycie Jana i Bożenki pozostały ciepłe odczucia oraz kaszanka. Tak, kaszanka. No, nie tylko. Również cukinie, pomidory i ogórki z ogródka, świeże zioła, przyprawy, żytni chleb na zakwasie, słowem – dary obfitości. Ale tylko ten jeden zaczął stwarzać PROBLEM. Kaszanka była z pewnością wyborna, domowej roboty, przywieziona od Bożenki specjalnie dla Zbyszka. Bożenka wiedziała, że ja odżywiam się wegańsko. Ale Zbyszek był wszystkożerny, jak sam o sobie mówił. Tylko że… no właśnie.

15 grudnia 2013

Moja Droga na Południe - JA CHCĘ DO JANA! - Bieszczadzkiej opowieści c.d.


Po krótkiej, a może nawet dłuższej przerwie kontynuuję relację z wrześniowego wyjazdu w Bieszczady.

Dwie części opowieści schowały się w czeluściach komputera i czekały na swój moment, no i nadszedł.

Jeśli nie znasz początku tej historii, dobrze byłoby wrócić do wpisów październikowych, począwszy od "FORTUNA KOŁEM SIĘ TOCZY".

Zatem wracamy na bieszczadzką ścieżkę...




WSZYSCY JESTEŚMY W DRODZE - uwalnianie napięć, akceptacja i spokój




Ostatnio na stronie "Listy do Przyjaciół" podzieliłam się swoim snem sprzed kilku lat. Był to sen o Drodze... Ta Droga, to Życie przede mną. Droga jest stale w trakcie budowy. Podążając nią każdego dnia układam kostki pod swoimi stopami. Nie ma tutaj jakiegoś dalekosiężnego celu, ponieważ to ONA sama jest celem, każdy krok, podążanie i doświadczanie. Właściwie - to nie Życie przede mną, ale bycie TU i TERAZ.

TAO te king, rozdział 48:
"Uczeń pracując, osiąga codzienny postęp,
Lecz Drogę można osiągnąć
Jedynie przez codzienne straty:
Stracić tu, nie zdążyć tam...
Aż przychodzi spokój.

Wszystkiemu, co istnieje, potrzebna jest swoboda.
Cały świat należy do tych, którzy pozwalają mu
Płynąć lekko, zgodnie z naturalnym porządkiem,
Ale jeśli ktoś się wysila i pozostaje
W nieustannym napięciu,
Świat wydaje się niezwyciężony."

Powyższy rozdział TAO te king towarzyszy mi w sposób szczególny.
Wracam do niego co jakiś czas, wczytuję się w brzmienie słów i tego, co jest pomiędzy słowami. Codzienne straty, jak wielu z nas,  miałam sposobność odczuć mocno i wyraźnie. Podążając Drogą swego istnienia uczyłam się i uczę nadal akceptować straty. Właściwie przestałam myśleć w kategoriach „straty”. Uwolniłam ze swego życia naprawdę dużo ciężarów, cały balast pozostawiłam za sobą. Zaakceptowałam konsekwencje moich decyzji o radykalnych zmianach, a łączyły się one ze sporymi, namacalnymi stratami – materialnymi, takimi jak pozbycie się samochodu, mieszkania, wielu przedmiotów; dotyczącymi tak zwanej pozycji w środowisku zawodowym i wiążącym się z tym uznaniem i akceptacją otoczenia; utratą poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego; a także dotyczącymi ludzi w moim życiu.

Jednak żadna nauka nie jest dana raz na zawsze. Kiedyś wydawało mi się, że jak już coś osiągnę, zdobędę pewną umiejętność, to będę mogła ją „odhaczyć” i tak już pozostanie. A to nie tak. Każdego dnia weryfikuję siebie samą na nowo. Każda sytuacja jest nowa, inna. Wszystko ulega zmianie. Również ludzie wokół mnie. Trzeba stale zachowywać uważność, czujność i dokonywać wewnętrznego wglądu. Jednak bez napięcia, bez wysilania się. Impuls przychodzi we właściwym momencie. Wciąż jestem w drodze, codziennie buduję kolejny jej odcinek, przyglądam się i badam. I poczułam nie raz, jak faktycznie w końcu przychodzi spokój…

„Stracić tu, nie zdążyć tam...
Aż przychodzi spokój.”

Trzeba przestać się bać straty, przestać obawiać się zmian, zaakceptować fakt, że nic co materialne nie jest stałe, że ludzie również odchodzą z mojego życia.

Im mniej mam, tym mniejsze są moje potrzeby. Jeśli czuję się pogodzona z tym, odczuwam spokój. Najpierw zmniejszają się, a później znikają lęki związane z koniecznością zabezpieczenia tych potrzeb. Wymaga to ode mnie akceptacji tego co jest, tego co przychodzi oraz ufności, że Życie o mnie dba i wszystko JEST DOBRZE, układa się tak, jak trzeba. Przekonałam się wielokrotnie, że moje wyobrażenia o tym, jak powinno wyglądać moje życie, co powinno się właśnie teraz wydarzyć i czego tak bardzo mi potrzeba, wcale nie stanowiły najlepszych rozwiązań. Kiedy usilnie chciałam wprowadzać własne wizje i realizować moje scenariusze zdarzeń, zaliczałam „porażki”, szło jak po grudzie, doznawałam rozczarowań i związanego z tym bólu. Kiedy jednak akceptowałam TO CO JEST i pozwalałam na swobodny przepływ, poddawałam się nurtowi wydarzeń, przestawałam się wysilać i ufałam, że naprawdę, BÓG WIE CO ROBI i ma dla mnie dobry plan – sprawy zaczynały stopniowo układać się na właściwe miejsce, a ja dostrzegałam w tym wszystkim głębszy sens. Również w każdym swoim potknięciu, upadku, nabitych siniakach, które dzięki przyglądaniu się im, dawały mi cenne doświadczenie.

Wiosną tego roku wielokrotnie powtarzałam poniższy tekst, kontemplując go. Z powodu tak zwanych przeciwności losu było mi trudno i nie widziałam przed sobą perspektyw, które bardzo widzieć chciałam. Kolorowymi mazakami wypisałam słowa z TAO te king na zwykłej kartce i przyczepiłam do półki. Miałam ją wciąż przed oczami. Pomogło mi to wlać w siebie przesłanie tych słów i poddać się naturalnemu porządkowi rzeczy.

„Wszystkiemu, co istnieje, potrzebna jest swoboda.
Cały świat należy do tych, którzy pozwalają mu
Płynąć lekko, zgodnie z naturalnym porządkiem,
Ale jeśli ktoś się wysila i pozostaje
W nieustannym napięciu,
Świat wydaje się niezwyciężony."

Tak to już jest, że wszelkie zmiany należy zacząć od siebie, a konkretnie we własnym wnętrzu.

Jeżeli w świecie wewnętrznym dokonuję porządków, wprowadzam weń harmonię i spokój - w świecie wokół mnie wszystko stopniowo zaczyna układać się na swoje miejsce, zaczynam odczuwać otaczający mnie spokój. To oczywiście jest nieustający proces. Każdego dnia pojawiają się czynniki - zdarzenia czy emocje - mogące ten spokój zburzyć. I niejednokrotnie zdarza mi się, dać się ponieść emocjom. W porządku, jestem człowiekiem. Rzecz w tym, że jestem ich świadoma, przyglądam się im i wciąż uczę się siebie. Dzięki temu, całkiem  niedawno rozpoznałam tkwiące jeszcze we mnie poczucie zagrożenia. Myliłam je z zakorzenionym poczuciem winy. Pewne sytuacje pozwoliły mi odczuć, o co tak naprawdę chodzi. Uświadomiłam to sobie, zrozumiałam i od razu zrobiło mi się lżej! Dzięki temu zamiast konfrontować się z ludźmi, skonfrontowałam się z samą sobą, a do kolejnych sytuacji podeszłam ze spokojem, otwartym umysłem i pełnym poczuciem bezpieczeństwa. Pamiętając przy tym, że nie odpowiadam za decyzje innych, lecz tylko za swoje.




13 grudnia 2013

SUROWY SERNIK Z OWOCAMI - Czekoladowy, 100% Vegan





Ponieważ ostatnio coś opornie idzie mi pisanie, postanowiłam oddalić się od klawiatury i zwrócić w kierunku kuchni, aby wykreować coś smakowitego i słodkiego. Od dawna „chodzi” za mną sernik z nerkowców. Zatem nie zastanawiając się wiele wyciągnęłam z szafki orzechy i namoczyłam je, zostawiając  na noc w lodówce. Schłodziłam także puszkę organicznego mleka kokosowego, aby móc z niego łatwo ściągnąć śmietankę.
Nie korzystałam z konkretnego przepisu. Inspirowałam się tym, co już wiem i poddałam się spontanicznemu działaniu.

Wszystkie składniki umieściłam w blenderze-rozdrabniaczu z grubszym nożem w kształcie litery „S” i dokładnie zmiksowałam na gładką masę:

- Namoczone i odsączone orzechy nerkowca (około 2/3 szklanki suchych)
- Uprażone nasiona ekologicznego sezamu niełuszczonego ( ok. 4 łyżek)
- Wiórki kokosowe, koniecznie bio czyli bez siarki ( ok. 3-4 łyżki)
- Śmietanka kokosowa bio (zdjęta z wierzchu dobrze schłodzonego mleka kokosowego – około 3 łyżek)
- Surowe ekologiczne kakao ( 2 pełne łyżki)
- Namoczone owoce suszone, wszystkie organiczne czyli bez siarki:
5 daktyli
4 śliwki
4 morele
- Przyprawy do smaku:
Cynamon
Kardamon
Chilli
- Sok wyciśnięty z połówki cytryny

W zależności od uzyskanej konsystencji można dodać dla zagęszczenia więcej sezamu, wiórków albo na przykład zmielonego siemienia lnu. Wszystko też zależy od upodobań smakowych. Można nie dodawać kakao, jeśli nie ma się ochoty na czekoladową wersję lub się czekolady nie lubi.
Prażony sezam nabiera charakterystycznego aromatu, który ja akurat uwielbiam. Można użyć sezamu nieprażonego, ważniejsze jest aby był niełuszczony czyli pełnoziarnisty i bez dodatków chemicznych. Sezam jest doskonałym źródłem łatwo przyswajalnego wapnia.



Kilka suchych śliwek i moreli pokroiłam w paski i ułożyłam na papierze do pieczenia, w plastikowym pudełku. Na to wyłożyłam gotową masę.
Zamknięte pudełko wstawiłam do lodówki. Sernik chłodził się całą noc i jednocześnie gęstniał. Na talerzyk wyłożyłam go do góry dnem, aby ukazać owoce. Warto podawać tuż przed smakowaniem, aby był zimny i zachował zwartą konsystencję.



Z tej samej serowo-owocowo-kakaowej masy można również uformować kulki, obtoczyć je w kakao, wiórkach lub sezamie i uzyskać całą paterę surowych trufli. Wyglądają efektownie, więc to dobry pomysł na uraczenie przyjaciół, przybyłych na kawę lub herbatę.

Niestety nie dysponuję odpowiednimi formami i profesjonalnym kuchennym sprzętem, ani szeroką gamą naczyń, mogących służyć jako fotograficzne modele. Mój dobytek został skompaktowany do minimalnych rozmiarów, a ja mieszkam, pracuję i gotuję na przestrzeni kilku metrów kwadratowych. Taki jest stan obecny, który w każdej chwili może się zmienić, pozwalając mi nabrać rozmachu w działaniach kulinarnych oraz prezentować ich efekty w bardziej ciekawy dla oka sposób.


SUPLEMENT: Śniadaniowy krem bananowy


Tak szybko i ze smakiem go zjadłam, że nawet nie zdążyłam sfotografować… to znaczy, że byłam bardzo głodna a krem wyszedł pyszny!

Tradycyjnie miałam w lodówce trochę wczorajszej kaszy jaglanej, a z salatery tęsknie zerkały na mnie dwa dojrzałe bananki (nieduże, a konkretnie małe).

Wyciągnęłam kielich do blendera i umieściłam w nim kaszę, umyte i obrane banany, garść sparzonych i namoczonych włoskich orzechów, wsypałam prażony sezam, cynamon i dolałam nieco ryżowego waniliowego mleka (może być każde inne roślinne, jakie jest pod ręką). Ilości składników zależą od stanu posiadania i aktualnego apetytu na dany smak, a także od konsystencji, jaką chcę uzyskać. Dodaję więcej mleka, jeśli mam chęć bardziej na szejka, niż krem. Lubię taki luz w kuchni, improwizację. Jedynie w przypadku wypieku ciast lepiej trzymać się pewnych sprawdzonych proporcji, chociaż i tutaj lubię wrzucić swoje trzy grosze…



2 grudnia 2013

ZIELONY TWAROŻEK ZE SZPINAKIEM – 100% VEGAN


Ach te domowe twarożki! Jak dobrze, że bycie weganinem daje tak szerokie możliwości kulinarne. Natura oferuje nam przebogaty katalog roślin, z których możemy kreować różnorodne smaki. Aby przygotować twarożek na śniadanie nie trzeba doić krowy i nastawiać mleka na ssiadłe. Wystarczy namoczyć na noc orzechy nerkowca, a rano zmiksować je z wybranymi dodatkami. Ale dziś wykorzystałam jako bazę sojowy serek tofu.

Moje składniki:
4 łyżki prażonych nasion dyni i słonecznika - zmielić
Dodać kostkę naturalnego eko-tofu (180-200g)
Suszony czosnek niedźwiedzi
Odrobinę chilli
Sól różówą himalajską – do smaku
Sok z cytryny – do smaku
Pełną garść umytego i odciśniętego szpinaku
2 łyżki oliwy z oliwek extra virgin

Mój blender jest mały, więc najpierw zmieliłam suche uprażone nasiona, dodałam pół kostki tofu, przyprawy i część szpinaku – zmiksowałam i stopniowo dodawałam resztę tofu i szpinaku, aby blender mógł sobie z nimi poradzić.




Gotowy twarożek świetnie komponuje się z kaszą jaglaną lub ryżem, warzywami na parze, makaronem bądź na grzankach. Na zdrowie!


Polskie tofu ekologiczne




28 listopada 2013

OWOCOWY SZEJK ZE SPIRULINĄ i o spirulinie słów kilka


Spirulina sama w sobie nie zachwyca mnie ani aromatem, ani smakiem. Cenię ją za jej walory odżywcze, wysoką zawartość łatwo przyswajalnego żelaza i  budującego krew chlorofilu, białka i witamin (w tym Wit. B12). Można ją nabyć w formie tabletek lub proszku. Jako że aktualnie mam jeszcze trochę proszku, dodaję go do niektórych szejków – w tej postaci smakuje mi najlepiej. I nadaje wspaniały zielony kolor!

Do blendera wkładam:
- 2 dojrzałe banany
- 2 małe soczyste pomarańcze
- 1 dojrzałe kiwi
- kawałek świeżego imbiru
- 2 łyżki mielonego siemienia lnu
- 1 łyżeczkę spiruliny
                         
Wszystkie owoce wcześniej umyłam, obrałam i pokroiłam.
Dokładnie zmiksowane przełożyłam do wysokiej szklanki i raczyłam się na pierwsze śniadanie.
Proste, smaczne i zdrowe.




Następnego dnia wykonałam inną wersję, dodając zamiast siemienia garść namoczonych i obranych migdałów oraz trochę mleka sojowego.




KILKA SŁÓW O SPIRULINIE


Spirulina to niebiesko-zielona mikroalga, która od wieków była stałym elementem jadłospisu wielu kultur na świecie. Obecnie uprawia się ją na farmach ekologicznych w ciepłym i łagodnym klimacie Hawajów. Jeśli stosowana jest metoda ostrożnego suszenia rozpyłowego, w niskiej temperaturze, do postaci proszku, wówczas zachowane zostają wszystkie składniki odżywcze.

Hawajska spirulina jest jednym z najbardziej wartościowych, wysokiej jakości pokarmów roślinnych świata. Można nazwać ją kompleksowym środkiem spożywczym, gdyż jest multiwitaminowym naturalnym produktem, udostępniającym duże ilości organicznych minerałów, pierwiastków śladowych, enzymów i pigmentów, a także doskonale przyswajalne białko, którego zawartość w spirulinie jest trzy razy większa aniżeli w porównywalnej ilości mięsa. Fascynująca jest doskonała biodostępność odżywczych składników w spirulinie, zapewniająca właściwe wchłanianie i włączenie ich w proces przemiany materii. Już 6 tabletek hawajskiej spiruliny dziennie jest optymalną podstawą zdrowego odżywiania komórek naszego ciała.

26 listopada 2013

Listopadowe RAW TRUFLE ZE ŚLIWKĄ



Z natury jestem łasuchem. Lubię dobre łakocie. Uwielbiam trufle.
Od czasu do czasu przygotowuję je sama, w wersji nie tylko wegańskiej, ale również RAW.
To naprawdę jest PROSTE J



Oto jedna z kombinacji składników:

- ¾ szklanki orzechów – pół na pół nerkowce i włoskie, namoczone
- 10 małych daktyli, namoczonych
- 6 śliwek suszonych, lekko namoczonych
- cynamon, kardamon, chilli
- 2 czubate łyżeczki surowego kakao
- trochę soku z cytryny
- szczypta różowej soli himalajskiej
- 5 łyżek mleka ryżowego
- łyżka wiórków kokosowych



Wszystkie składniki dokładnie miksuję w blenderze-rozdrabniaczu (tzw.chopper), z nożem w kształcie „S”.

Następnie z gotowej masy formuję kulki i obtaczam je w surowym kakao i/lub wiórkach kokosowych.



Takie trufle są świetną przekąską, deserem, łakociem jakim można podzielić się z Przyjacielem, który akurat zapukał do drzwi.




20 listopada 2013

PODAJ DALEJ!


Jaki świat chcesz tworzyć?
Tak, TWORZYĆ. Wszyscy współtworzymy świat, w jakim żyjemy.
Jeśli chcesz, aby otaczała Cię ludzka życzliwość i przyjazność – zacznij od siebie.
Uśmiechaj się do siebie i obdarzaj uśmiechem świat. To takie miłe i wlewające ciepło w serce, kiedy człowiek idący naprzeciw mnie, tak po prostu uśmiecha się. Truchtam sobie po lesie kabackim, a mijający mnie sprinter pozdrawia mnie uniesioną dłonią. Ciche porozumienie. Wymiana energii życzliwości.
                               
Komuś zabrakło złotówki do wózka w markecie, ktoś prosi o bilet w autobusie, mama nie ma chusteczki dla dziecka – wyjmuję, podaję, uśmiecham się mówiąc: - Nie ma sprawy. 

Życzliwość bywa zaraźliwa. Człowiek obdarzony nią, przekaże ją za chwilę dalej.


Twój uśmiech, wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Moje pogodne oczy, przekażą iskrę radości kolejnej osobie.
Ta osoba pójdzie dalej, rozsiewając wokół promienie ciepła, zamiast chłodu.
Energia krąży, krąży i powraca. Jak bumerang.

Zaśpiewaj sobie : "ONE DAY"



Bezinteresowna życzliwość wróci, więc koniec końców:
cokolwiek robisz, czymkolwiek obdarzysz drugą Istotę, sam też to otrzymasz. Można pokusić się o stwierdzenie, że choć czynisz coś bezinteresownie dla innych, w efekcie robisz to dla siebie samego. Jesteśmy połączeni, energia krąży i buduje każdego z nas.
Życzliwość i uśmiech ZMIENIAJĄ ŚWIAT. Na lepsze.
Lepsze – bo twórcze, zamiast niszczące.

Koniec z narzekaniem. Budujmy jasną przestrzeń, w której życie rozkwita.

UŚMIECHNIJ SIĘ. I PODAJ DALEJ!


TWAROŻEK Z SUSZONYMI POMIDORAMI



Rośliny dają tyle możliwości kombinacji, że nie mogę się powstrzymać przed eksperymentowaniem i łączeniem składników na różne sposoby. Tym razem domowy twarożek otrzymał akcent suszonych na słońcu pomidorów. Wystarczy mieć w lodówce tofu, a w szafce kilka podstawowych składników i bez specjalnych przygotowań można szybko zaspokoić swój apetyt.

200g naturalnego eko-tofu -  w kawałkach
3 łyżki prażonych nasion dyni i słonecznika
4 suszone pomidory – opłukane, chwilkę namoczone
Sok z cytryny – wyciśnięty w ilości zależnej od upodobań smakowych, powiedzmy że 2 łyżki
Suszony czosnek niedźwiedzi
Sól himalajska różowa
Oliwa z oliwek extra virgin - 2 łyżki

Wszystkie składniki dokładnie zmiksowałam w blenderze.





Taka pasta ma wielostronne zastosowanie – na grzanki, do makaronu lub lekko podduszonych warzyw.
Świetnie smakuje ze świeżymi liśćmi cykorii. 

Smacznego!




Polskie tofu ekologiczne



19 listopada 2013

BAZYLIOWY TWAROŻEK z pestkami dyni

Bazylia to jedno z moich ulubionych  świeżych ziół.
Doniczka z zieloną bazylią postawiona na parapecie w kuchni, cieszy oczy i przypomina lato. Aromat zawartych w liściach olejków eterycznych zostaje na skórze po dotknięciu liści, rozpływa się w ustach kiedy ją jemy i doskonale wpływa na trawienie.

Znowu rozsmakowałam się w twarożkach.
Oto inspiracja na aromatyczny twarożek bazyliowy, uzupełniony nasionami dyni.
Warto przypomnieć, że zielone pestki dyni zawierają wartościowe kwasy tłuszczowe i witaminy oraz mają właściwości przeciwpasożytnicze.

- 200 g eko-tofu naturalnego - w kawałkach
- pół kubka namoczonych zielonych pestek dyni
- garść umytych i osuszonych świeżych liści bazylii
- sok wyciśnięty z cytryny - 2-3 łyżki
- oliwa z oliwek extra virgin - 3 łyżki
- sól himalajska do smaku
- można dodać suszone chilli, dla zaostrzenia smaku
- trochę wody, jeśli potrzeba, w zależności od konsystencji

Wszystkie składniki miksujemy w blenderze, przekładamy do słoiczka - i gotowe!
Smacznego!




16 listopada 2013

AROMATYCZNY, PIKANTNY KREM Z DYNI



Sezon na dynie trwa. Osobiście preferuję Hokkaido – to małe pomarańczowe dynie o cienkiej skórce, która szybko mięknie podczas gotowania. Podobno Hokkaido są szczególnie bogate w białko. Mają też wysoką zawartość beta-karotenu, jak wszystkie pomarańczowe i czerwone warzywa i owoce.

Postanowiłam zrobić z dyni zupę krem o bardziej wyrazistym smaku i poza przyprawami użyłam czerwone warzywa: pomidory i paprykę.

Wzięłam pół dyni (około 600 g) umytej, wydrążonej i pokrojonej na kawałki oraz jedną małą, obraną i przekrojoną cebulę.
Umieściłam w garnku dodając tyle wody, aby dynia mogła zmięknąć.

Dodałam przyprawy:
Kurkumę, cynamon, gałkę muszkatołową, kozieradkę, kumin, odrobinę pikantnej masali oraz różową sól himalajską.
Gotowałam około 10 minut.

W międzyczasie sparzyłam 2 dojrzałe pomidory, obrałam ze skórki i pokroiłam.
Umytą czerwoną paprykę pozbawioną nasion również pokroiłam na kawałki.

Do garnka z gorącą, ugotowaną dynią dodałam pomidory, paprykę oraz kilka plasterków świeżego imbiru.
Wszystko zmiksowałam ręcznym blenderem.
I gotowe!



Taki krem można smakować uzupełniony tylko prażonymi nasionami dyni.
Dobrze jest dodać oliwę extra virgin lub zimnotłoczony olej, na przykład lniany.
Można podawać z ugotowaną kaszą jaglaną.
Świetnie smakuje z ziemniaczkami w mundurkach.




14 października 2013

SUROWY KREM SZARLOTKOWY


Wymyśliłam sobie mniamuśne, słodkie i sycące śniadanie.
Rozejrzawszy się po stanie posiadania w strefie kuchennej, wzięłam co następuje:

- 2 średnie, miękkie jabłka
- 2 dojrzałe banany
- 4 daktyle (niesiarkowane!)
- 2 łyżki mielonych nasion lnu
- 2 łyżki sezamu nieoczyszczonego czyli pełnoziarnistego
- cynamon (sporo)
- mleko ryżowe waniliowe, niewiele (wlałam jeden mały chlust z kartonu)

Owoce umyłam. Daktyle sparzyłam i namoczyłam. Banany obrałam i pokroiłam na kawałki. Jabłka, po wykrojeniu gniazd nasiennych, pokroiłam na cienkie plasterki, aby mój ręczny blender dał sobie z nimi radę. Jabłek nie obierałam ze skórki.
Nasiona sezamu uprażyłam na suchej patelni. Z reguły prażę większą ilość i przechowuję w słoiku.
Wszystkie składniki umieściłam w kielichu blendera i zmiksowałam.
Można dodać sok z cytryny i dodatkowe przyprawy (kardamon, imbir, goździki), w zależności od tego, na jaki smak ma się akurat ochotę.
Wyszło naprawdę pycha!










13 października 2013

Kiedy słota za oknem - SOCZEWICA Z WARZYWAMI


Za oknami pogoda słotna, jesienna, pada pada pada… zimno.
Po sporej dawce filozoficznych rozważań poczułam apetyt na ciepłą, rozgrzewającą kolację.
Chce mi się soczewicy!
Czerwona soczewica gotuje się szybciutko, wystarczy jej 15-20 minut.
Dobrze wypłukana, zalana wrzątkiem, wzbogacona aromatyczną kurkumą, kozieradką, pikantną masalą, imbirem. Trochę różowej soli himalajskiej. Na koniec wrzucam drobno utartą marchewkę i sok z cytryny. Wymieszane i odstawione na bok.
W drugim garnku lądują kawałki słodkiego ziemniaka i różyczki kalafiora. Podlewam wrzątkiem i duszę na malutkim ogniu. Dodaję troszkę kurkumy, gałki muszkatołowej, posypuję zielonym lubczykiem, nasionami czarnuszki (uwielbiam ją!) i kryształkami soli. Warzywa mają zachować jędrność, więc szybko są gotowe. Wrzucam jeszcze cienkie pół-plasterki zielonej cukinii, wymieszam całość, przykrywam pokrywką i zostawiam na kilka minut. Cukinia blanszuje się, będzie na wpół surowa, chrupiąca i smakowita, jednocześnie zachowa swoje wartości. W tym czasie obieram i kroję sparzonego wcześniej pomidora, opłukuję listki bazylii i rozmarynu. Świeże zioła są mocno aromatyczne, pyszne i zdrowe. Zawierają cenne olejki eteryczne wspomagające trawienie. Rozmaryn siekam drobno i posypuję soczewicę, jeszcze w garnku. Zostawiam pod pokrywką. Aromat rozpłynie się w potrawie, a olejki eteryczne zachowają swoją moc.

Dobrze, pora nakładać.                                
Na talerzu lądują warzywa, soczewica, pokrojony pomidor.
Teraz chwila dla fotoreportera. W porządku. Chyba coś widać.






Porcja w sam raz na kolację. Mmmmm…. Pycha. A jak pachnie! Rozgryzam ziarenka czarnuszki, smakuję powoli. A rozmaryn! Pełnia lata i zielnik na talerzu! Kalafior taki chrupiący, choć miękki. Mniaaammm. Brzuszek cieszy się. Ależ ja lubię jeść. W garnku jeszcze coś zostało. Pora na dokładkę. Uwielbiam dokładki!




REFLEKSJE: Czy bezinteresowność w Kosmosie w ogóle jest możliwa?



Tak naprawdę wszystko, cokolwiek robimy – robimy dla siebie. Dla swojego rozwoju. Ktoś w jakimś celu wmówił nam na przestrzeni wieków, że robienie dobrych rzeczy dla samego siebie jest egoistyczne, złe i niegodne. Zaszczepiono nam poczucie winy, które jest uczuciem potwornie niszczącym i odbierającym wewnętrzną moc. Podobnie jak ciągły strach, kiedy nieustannie widzi się dookoła zagrożenie, kiedy ulega się wpajanej przez otoczenie propagandzie strachu.

Wchodzenie w interakcje z innymi istotami – na przykład poprzez pomaganie im – stanowi dla nas sposobność przerobienia potrzebnych lekcji, nabycia nowych umiejętności lub rozwijania posiadanych. Dzielenie się swoją wiedzą, doświadczeniem i umiejętnościami dla dobra ogólnego, to także w gruncie rzeczy coś, co robimy dla własnego dobra, dla treningu, dla poszerzania horyzontów myślowych i pogłębiania świadomości oraz dla współkreacji, z efektów której sami również korzystamy. We Wszechświecie trwa nieustanna wymiana, a równowaga musi być zachowana. Jeśli na jakimś obszarze będziemy więcej brać, prędzej czy później będziemy musieli to oddać. I odwrotnie – jeśli dajemy z siebie więcej niż otrzymujemy, przyjdzie pora, aby inni oddali nam to, co wzięli. Takie zobowiązania tworzymy w bieżącym życiu i wielokrotnie w trakcie jego trwania wyrównujemy je. Tworzą się także długi inkarnacyjne, nazywane karmicznymi, których zbalansowanie następuje dopiero w kolejnych wcieleniach. Opisuję to na podstawie własnych doświadczeń i odczuć.

Oczywiście najlepiej na bieżąco dbać o równowagę w dawaniu i przyjmowaniu. Jednak bywa to trudne, a czasem niemożliwe. Warto uważać, aby rozbieżności nie stały się przytłaczające dla jednej ze stron. Kiedy dajemy z siebie zdecydowanie więcej, niż druga strona oczekuje i jest w stanie przyjąć, może to się kończyć jej wycofaniem albo nawet atakiem i agresywnością. Tak jak zdarzyło się pomiędzy mną a moim ojcem, o czym wspominałam wcześniej. Tak jak dzieje się, kiedy z nadmiaru miłości człowiek potrafi „zagłaskać króliczka na śmierć”. Dla mnie osobiście przyjmowanie tego, czym dzieli się ze mną druga osoba jest w gruncie rzeczy naturalne, jeżeli wyczuwam szczerość i otwarte serce. Kiedy jednak dostrzegam maski hipokryzji, kiedy „coś mi nie gra” zamykam się, dążąc do separacji. I jest to naturalna reakcja, aby zadbać o własną przestrzeń.

Przy tych wszystkich rozważaniach wciąż powraca kwestia introspekcji, ponieważ umiejętność wewnętrznego wglądu jest niezwykle ważna i cenna. Wewnętrzna uważność prowadzi do obserwowania własnych myśli i odczuć oraz do zrozumienia, co jest przyczyną obecnego stanu rzeczy i wyciągnięcia wniosków. Głębokie odczuwanie rozumiane jako intuicja, głos wewnętrzny, ostatecznie może prowadzić ku podejmowaniu właściwych decyzji. Chodzi o to, aby samemu wiedzieć (poprzez to wewnętrzne odczuwanie) CO JEST DLA MNIE DOBRE. Nikt tego nie wie lepiej ode mnie. Nikt lepiej od ciebie nie wie, co najlepsze jest właśnie dla ciebie. Każdy ma tę wiedzę głęboko w sobie. Sztuka polega na tym , aby umieć do niej dotrzeć i robić to. Ale najpierw niezbędne jest nabranie zaufania do siebie samego, co idzie w parze ze zdrowym poczuciem własnej wartości, a więc – uwolnienie się od poczucia winy oraz wielu zaprogramowanych lęków. Wówczas przekonamy się, że cokolwiek robimy – robimy dla siebie. Czyniąc dobro bądź zło innym – wyrządzamy je samym sobie, ponieważ wszystko jest ze sobą połączone i wszystko w końcu do nas powraca. Każdy uczynek buduje naszą przyszłość.


Należy pamiętać, że każde zagadnienie ma wiele aspektów, żyjemy w świecie wielowymiarowym i w wielu rzeczywistościach równolegle, więc kiedy opisuję dane kwestie to poruszam jedynie część zagadnienia. Zawsze istnieje jeszcze inne spojrzenie, bo tak naprawdę tutaj wszystko jest względne, każdy z nas filtruje odbiór rzeczywistości poprzez własne postrzeganie, wynikające z wielu uwarunkowań, programów i stopnia rozwoju świadomości.







Zatem - jak to jest z tą bezinteresownością?

Odnoszę wrażenie, że teoretycznie i pozornie - istnieje. Jednak w praktyce i kiedy spojrzy się na to z wyższej perspektywy - nie ma jej, ponieważ wszystkim istotom zależy na rozwoju i do niego dążą. A ponieważ jesteśmy połączeni - rozwój jednych, wspiera rozwój drugich.

No chyba, że ktoś pogrąża się w destrukcji...



Moja Droga na Południe - JESTEŚ OTOCZONA BEZWARUNKOWĄ MIŁOŚCIĄ



Życie szlifowało mnie jak jubiler diament, musiałam się zahartować. Odczuwałam samotność, niedostatek, brak domu. Trudno było mi czuć się księżniczką. A jednak pakując się w Bieszczady uprzedziłam Zbyszka, że jedzie do niego KSIĘŻNICZKA, aby przygotował się na osobę wymagającą i lubiącą wygody. Była to przewrotność z mojej strony, ponieważ pomimo zamiłowania do komfortu, potrafię przystosować się do różnorodnych warunków, a w tym momencie tęskniłam do bycia blisko natury. Ale Zbyszek podchwycił żart i od tego momentu tak właśnie do mnie się zwracał: Księżniczko. I było to nad wyraz miłe, uprzejme i połączone z dbałością o mnie.

12 października 2013

REFLEKSJE nad RÓWNOWAGĄ pomiędzy DAWANIEM a PRZYJMOWANIEM




Życie przenosi mnie w inne wymiary – wewnętrzne i zewnętrzne. Za transformacją wewnętrzną podążają zmiany na zewnątrz, a zewnętrzne zdarzenia i sytuacje wpływają na wewnętrzną przemianę.

Moje pragnienia i intencje przyciągają w moje życie harmonizujące z nimi sytuacje.
Okoliczności, w jakich przychodzi mi się odnaleźć inicjują wielokrotnie pracę nad sobą, introspekcję, analizę cudzych i własnych zachowań. Zaczynam weryfikować swoje przekonania i wiedzę, a także teorię z praktyką.
Doświadczam nowych wymiarów życia i przestrzeni.
Towarzyszą mi zachwyt, wzruszenia, radość, głęboki oddech i nieustannie - WDZIĘCZNOŚĆ.
Uczę się na nowo przyjmowania tego, co oferuje mi drugi człowiek. Łatwiej mi to przychodzi, kiedy następuje wymiana doświadczeń i przeżywanych emocji.
Trudności pojawiają się podczas przyjmowania materii.

Wielokrotnie w swoim życiu dzieliłam się z innymi tym, co miałam. Przyjemności dostarczało mi dawanie, obdarowywanie, zapraszanie przyjaciół i regulowanie rachunków za wspólne biesiadowanie. Odczuwałam radość i wolność, a zwłaszcza niezależność. Nie musiałam zdawać się na innego człowieka, kiedy chciałam sprawić przyjemność sobie lub bliskim, coś kupić czy pójść na kawę lub wspólny obiad w knajpie. Byłam niezależna finansowo i uwiązana emocjonalnie. Życie jednak postawiło mnie w całkiem odwróconej sytuacji. Wypracowałam w sobie niezależność emocjonalną, większą pewność siebie i wewnętrzne ugruntowanie. Równocześnie utraciłam stabilność ekonomiczną, stałam się uzależniona od pomocy ludzi, nauczyłam się więc prosić i wyciągać rękę po pomoc. To zaprawdę ważna lekcja. Dlaczego? Ponieważ dawanie przychodziło mi z łatwością, a brać nie potrafiłam. Kiedyś zdarzało mi się nawet odczuwać z tego powodu upokorzenie. Poniekąd zrozumiałam, o czym swego czasu mówił mój ojciec, kiedy wykrzyczał mi w twarz, że czuł się jak żebrak, gdy przyjeżdżałam do niego z bagażnikiem pełnym prezentów. A ja tylko chciałam dzielić się obfitością jaka była mi dana, wiedząc że nie każdego spotyka takie szczęście i że bywa ono ulotne… a więc w jakimś stopniu zrozumiałam, co czuł ojciec i nabierałam pokory w przyjmowaniu. Szczęśliwie wyzbyłam się poczucia upokorzenia. Zrozumiałam, że KAŻDY Z NAS może znaleźć się w sytuacji podobnej do mojej, ponieważ ŻADNA MATERIA NIE JEST TRWAŁA. I jak w swojej książce pisał Eckhart Tolle: „WSZYSTKIE KONSTRUKCJE SĄ NIESTABILNE”.
Życiowe warunki potrafią zmieniać się dynamicznie. Wczoraj bogaczem, dziś możesz być żebrakiem zależnym od innych. Prosić o pomoc to żaden wstyd. Myślę, że raczej wymaga to odwagi oraz okiełznania własnej dumy i pychy.  Czasem wynika to z determinacji.

Chociaż nauczyłam się prosić o potrzebną mi pomoc nie oznacza to jeszcze, że już potrafię przyjmować to, co drugi człowiek hojną ręką daje mi sam z siebie.
W Bieszczadach czekała na mnie kolejna lekcja.



11 października 2013

ŚNIADANIA warszawskie – SZEJKI



ZIELONY SZEJK Z PRAŻONYM SEZAMEM


Z racji wyjazdu miałam dłuższą przerwę w raczeniu się musami zwanymi szejkami i ostatnio postanowiłam to zmienić. Jako że kupiłam sporo świeżego szpinaku, zdecydowałam wykorzystać jego część do sporządzenia szejka w wersji zielonej, na bazie bananów.

Większa część szpinaku posłużyła mi już na wczorajszą kolację. Blanszowałam go krótko w przyprawach i świeżym imbirze, dodając dwa świeże pomidory oraz namoczone włoskie orzechy. Wyłożony na kukurydziany makaron okrasiłam śmietanką sojową i posypałam mielonymi nasionami lnu. Było pyszne!



Wracając do porannego szejka:
Pełną garść umytych i odciśniętych, świeżych, dużych liści szpinaku (rozdrobnionych)
oraz dwa małe dojrzałe banany (umyte i obrane),
trzy łyżki prażonego sezamu niełuszczonego,
kawałek pokrojonego świeżego imbiru,
trzy namoczone daktyle
i nieco mleka roślinnego (powiedzmy, że 100 ml - nigdy nie odmierzam) - zmiksowałam w ręcznym blenderze. I gotowe!
Gęste, smaczne i pożywne pierwsze śniadanie.

Sezam podczas prażenia staje się chrupiący i – o czym słusznie przypomniała mi Julia – łatwiej daje się pogryźć oraz strawić. Poza tym uwalnia się z ziaren cudowny aromat, charakterystyczny dla oleju tłoczonego właśnie z prażonego sezamu.


SZEJK ANANASOWO-KOKOSOWY


Kupiłam świeżego ananasa i miałam apetyt na iście karaibskie smaki. Zatem – szejk tropikalny jesienią.



- Świeży ananas umyty, obrany i pokrojony na kawałki (w zależności od wielkości dzielę go na dwie, trzy lub cztery części; jedna na jeden szejk);
- banan umyty, obrany i pokrojony;
- mleko ryżowe waniliowe (lub inne) w ilości zależnej od pożądanej gęstości;
- 2 łyżki prażonego sezamu niełuszczonego (tylko niełuszczony czyli pełnoziarnisty sezam zachowuje wszystkie cenne wartości, przede wszystkim wysoką zawartość łatwo przyswajalnego wapnia)
- wiórki kokosowe (bez siarki!)
- cynamon

Wszystkie składniki (najlepiej bio) miksujemy w blenderze, wykładamy do wysokiej szklanki i delektujemy się ze smakiem i uśmiechem na twarzy.


RÓŻOWY SZEJK


Dojrzały, różowy grejpfrut wspaniale smakuje, orzeźwia i dostarcza organizmowi wartościowe enzymy i składniki mineralne. Aby nasz szejk naprawdę działał na rzecz naszego zdrowia, warto zapewnić sobie owoce z plantacji ekologicznych, na których nie stosuje się chemicznych nawozów i  zachowuje dbałość o bioróżnorodność (dzięki czemu zdrowie zachowuje także gleba). Kiedy do grejpfruta dodamy gruszkę i banana, uzyskamy ciekawą mieszankę smaków. Warto spróbować!

- Różowy grejpfrut
- Banan
- Gruszka
- Trochę roślinnego mleka, np. ryżowego waniliowego dla dodatkowego aromatu
- Cynamon
- Wiórki kokosowe niesiarkowane

Owoce myjemy, banana i grejpfruta obieramy ze skórki, kroimy na mniejsze kawałki, z gruszki wykrawamy gniazdo nasienne, wszystko umieszczamy w kielichu do blendera dodając pozostałe składniki, miksujemy i raczymy się ze smakiem.



Wasze ulubione

Archiwum Bloga