Życie przenosi mnie w
inne wymiary – wewnętrzne i zewnętrzne. Za transformacją
wewnętrzną podążają zmiany na zewnątrz, a zewnętrzne zdarzenia i sytuacje
wpływają na wewnętrzną przemianę.
Moje pragnienia i
intencje przyciągają w moje życie harmonizujące z nimi sytuacje.
Okoliczności, w
jakich przychodzi mi się odnaleźć inicjują wielokrotnie pracę nad sobą,
introspekcję, analizę cudzych i własnych zachowań. Zaczynam weryfikować swoje
przekonania i wiedzę, a także teorię z praktyką.
Doświadczam nowych
wymiarów życia i przestrzeni.
Towarzyszą mi
zachwyt, wzruszenia, radość, głęboki oddech i nieustannie - WDZIĘCZNOŚĆ.
Uczę się na nowo
przyjmowania tego, co oferuje mi drugi człowiek. Łatwiej mi to przychodzi,
kiedy następuje wymiana doświadczeń i przeżywanych emocji.
Trudności pojawiają
się podczas przyjmowania materii.
Wielokrotnie w swoim
życiu dzieliłam się z innymi tym, co miałam. Przyjemności dostarczało mi
dawanie, obdarowywanie, zapraszanie przyjaciół i regulowanie rachunków za
wspólne biesiadowanie. Odczuwałam radość i wolność, a zwłaszcza niezależność.
Nie musiałam zdawać się na innego człowieka, kiedy chciałam sprawić przyjemność
sobie lub bliskim, coś kupić czy pójść na kawę lub wspólny obiad w knajpie.
Byłam niezależna finansowo i uwiązana emocjonalnie. Życie jednak postawiło mnie
w całkiem odwróconej sytuacji. Wypracowałam w sobie niezależność emocjonalną,
większą pewność siebie i wewnętrzne ugruntowanie. Równocześnie utraciłam
stabilność ekonomiczną, stałam się uzależniona od pomocy ludzi, nauczyłam się
więc prosić i wyciągać rękę po pomoc. To zaprawdę ważna lekcja. Dlaczego?
Ponieważ dawanie przychodziło mi z łatwością, a brać nie potrafiłam. Kiedyś
zdarzało mi się nawet odczuwać z tego powodu upokorzenie. Poniekąd zrozumiałam,
o czym swego czasu mówił mój ojciec, kiedy wykrzyczał mi w twarz, że czuł się
jak żebrak, gdy przyjeżdżałam do niego z bagażnikiem pełnym prezentów. A ja
tylko chciałam dzielić się obfitością jaka była mi dana, wiedząc że nie każdego
spotyka takie szczęście i że bywa ono ulotne… a więc w jakimś stopniu
zrozumiałam, co czuł ojciec i nabierałam pokory w przyjmowaniu. Szczęśliwie
wyzbyłam się poczucia upokorzenia. Zrozumiałam, że KAŻDY Z NAS może znaleźć się
w sytuacji podobnej do mojej, ponieważ ŻADNA MATERIA NIE JEST TRWAŁA. I jak w
swojej książce pisał Eckhart Tolle: „WSZYSTKIE KONSTRUKCJE SĄ NIESTABILNE”.
Życiowe warunki
potrafią zmieniać się dynamicznie. Wczoraj bogaczem, dziś możesz być żebrakiem
zależnym od innych. Prosić o pomoc to żaden wstyd. Myślę, że raczej wymaga to
odwagi oraz okiełznania własnej dumy i pychy.
Czasem wynika to z determinacji.
Chociaż nauczyłam się
prosić o potrzebną mi pomoc nie oznacza to jeszcze, że już potrafię przyjmować
to, co drugi człowiek hojną ręką daje mi sam z siebie.
W Bieszczadach
czekała na mnie kolejna lekcja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz