Kiedy fortuna zakręciła kołem, zaczął się Nowy Początek. A zaraz potem - Podróż w Nieznane...
Czy znasz to uczucie, kiedy usypiasz swój rozum i podkręcasz słyszalność głosu własnego serca? Poddajesz się biegowi spraw, ruszasz w nieznane ufając jak dziecko, bo w głębi siebie czujesz, że wszystko dzieje się tak, jak trzeba. I już wiesz, że wielkie zmiany stają się twoim udziałem i nic nie będzie tak jak wcześniej. Synchroniczność Wszechświata dostrzegasz co krok i toniesz w zachwycie, bo cuda dzieją się każdego dnia, a ty je dostrzegasz.
Oto kawałek prawdziwego życia, ku inspiracji. Podróż rozpoczęła się...
JESTEM!
Ciemną nocą przybyłam do małej miejscowości w Bieszczadach.
Spędziłam w podróży dobrych 13 godzin. Im bardziej oddalałam
się od Warszawy, tym większa radość wlewała się w moje serce. Siedziałam w
autokarze, patrząc jak za oknem migają coraz to nowe obrazki i trudno mi było
uwierzyć, że oddalam się od zatłoczonego, zasmrodzonego miasta, w którym przez
długie miesiące spotykało mnie tyle trudności do pokonania. W Sanoku
przesiadłam się w lokalny autobus i rozpoczęłam ostatni – no właściwie to
przed-ostatni odcinek podróży tego dnia. Usiadłam przy kierowcy, aby podziwiać
widoki i nie przegapić swojego przystanku. Słońce zachodziło za horyzont, a ja pozostawałam
w zachwycie, ciesząc oczy rozpościerającymi się krajobrazami. Wijące się drogi,
góry i doliny zapierały mi dech w piersiach nie mniej, niż ciągłe
niedowierzanie, że JA WŁAŚNIE TUTAJ JESTEM! Tak długo czekałam, aby zrealizowała się moja „Podróż w
Nieznane”. Tyle lat zdążyło upłynąć, odkąd ostatni raz odwiedzałam góry. Warto
było czekać.
Moja Dusza kocha przygodę
Moja Dusza kocha przygodę
Zatem jechałam bez planu, z ufnością że dzieje się to, co ma się
dziać.
Jedyny wstępny plan był taki, że przyjeżdżam na tydzień.
Jedyne znane…. Może tama nad Soliną, którą widziałam jako nastolatka… tyle że
do Soliny jest stąd całkiem niezły kawał drogi. W przypadku osoby o wrodzonym
usposobieniu koziorożca, lubiącej co do zasady życie ułożone, przewidywalne,
bezpieczne – to doprawdy wielka odmiana! W gruncie rzeczy ostatnie dwa lata
mojego życia to ciągła „jazda bez trzymanki”. Praktyczną naukę poddawania się
biegowi wydarzeń przyjmuję od dobrych sześciu lat…
Pomimo zamiłowania do planowania Życie prowadziło mnie od
samego początku według swoich wytycznych. Moje scenariusze, jakich tworzyłam wiele,
rzadko się sprawdzały, jeśli w ogóle. Kiedy z dystansem patrzę wstecz
dostrzegam i czuję, że tak naprawdę spontaniczność i przygoda są tym, co moja
dusza kocha. Jednak z jakichś powodów te naturalne dla mnie potrzeby zostały
zablokowane i zduszone w okowach głębokich lęków. Tym bardziej czuję się szczęśliwa, mogąc bez obaw poddać się
temu, co życie mi podsuwa i wreszcie poczuć się wolną!
Wśród starych przyjaciół
Wśród starych przyjaciół
Zatem dojeżdżałam do celu mojej podróży. Zmierzch już zapadł
i niebo przybrało piękny odcień granatu. Na pustej drodze czekał na mnie
Zbyszek. Przez otwarte drzwi autobusu odebrał ode mnie bagaż i podał mi rękę.
Wysiadłam i przywitałam go serdecznym uściskiem. Było tak ciemno, że nawet nie
mogłam przyjrzeć się dobrze jego twarzy. Szliśmy asfaltową ulicą. Zatrzymywałam
się kilka razy, aby utopić wzrok w rozgwieżdżonym niebie. Zachwycająco!
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaki odcinek drogi
przyjdzie mi pokonać. Ostatnia prosta wiodła stromo pod górę. Ciemno, nawet
księżyc nie rozjaśniał nam ścieżki. Jeszcze kawałek, między drzewami, potem
kilka schodków w dół pokonanych dzięki wskazówkom Zbyszka, trzymającego mnie za
rękę abym się nie potknęła i… weszliśmy do domu, rozświetlonego ogniem świec i
drzewa palącego się w kominku. Zostałam przywitana przez serdecznego gospodarza,
który rozpalił dziesiątki świeczek na mój przyjazd. Dom bez prądu ma swoje
zalety… Usiedliśmy przy drewnianym stole i poczułam się jak w gronie starych
przyjaciół.
Tak dobrze, ciepło, bezpiecznie, cicho. Drewniane ściany,
drewno pod stopami i gałęzie trzaskające w kominku. Brakowało tylko butelki
czerwonego wina. – Chcesz wina? - Zapytał Henio. Wstał i po chwili w
kieliszkach roztaczał się owocowy aromat domowego trunku. Cudownie jest
spotykać nowych ludzi i rozmawiać, jakbyśmy znali się od dawna. Ta otwartość,
życzliwość i zaufanie, kiedy ludzie dobrze czują się w swoim towarzystwie,
niezależnie od różnicy wieku i przeszłych doświadczeń - to są prawdziwe wartości, zdające się zanikać
we współczesnym, zapędzonym świecie. Jednak znają je ci, którzy przełączają
tempo życia na SLOW.
NIE MA PRZYPADKÓW
Do spotkania naszej Trójki doprowadziła swoista koincydencja
zdarzeń.
Spontaniczna propozycja Zbyszka, abym przyjechała w
Bieszczady poprzedzona była jego spotkaniem z Heniem. Poznali się zaledwie
przed dwoma tygodniami, na bieszczadzkiej drodze. Los zetknął ich ze sobą i dom
Henia stał się dla Zbyszka tymczasową przystanią. Okazało się, że możemy zostać
w nim nawet na trzy – cztery tygodnie. Podobnej otwartości i ufności sama
doświadczyłam również dwa tygodnie wcześniej od życzliwych ludzi, którzy
udostępnili mi w swoim domu mały pokoik na poddaszu. Ledwie mnie poznali,
pomogli mi w przeprowadzce i zostawili samą na ich gospodarstwie, udając się z
dziećmi na wakacje. Zostałam obdarzona wielkim zaufaniem. To prawdziwe
szczęście i błogosławieństwo, kiedy spotyka się TAKICH ludzi.
Tymczasem przede mną - pierwsza noc w Bieszczadach. Noc pełna wrażeń.
Tymczasem przede mną - pierwsza noc w Bieszczadach. Noc pełna wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz