Wspomnienie sprzed dwóch lat:
Piękne mazowieckie lasy. Siedzę w gościnie u znajomego. Przy
stole zasiadł nowy gość. Człowiek, który mnie nie zna. Rozmowa schodzi na
tematy związane ze sposobem odżywiania. Ja głównie przysłuchuję się.
Gość podsumowuje:
Gość podsumowuje:
- Wegetarianizm to nie jest normalne, ale weganie to już są
ludzie chorzy psychicznie. Powinno się ich leczyć!
Po obfitej kolacji gość idzie spać. Rano wstaje o świcie.
Ubrany w strój myśliwski pakuje do jeepa wypolerowaną strzelbę. Za kilka godzin
wróci, aby z dumą pokazywać trzymane za nogi zwłoki świeżo ubitych kaczek.
Kto tu ma zaburzenia psychiczne? Nie kpię. Pytanie
w przestrzeń.
Psychicznie oraz fizycznie zmuszona byłam odizolować się w
momencie, gdy jedna z kobiet skubała zabitą kaczkę i opalała nad gazem jej
ciało.
Na szczęście wokoło mnóstwo zieleni i drzew.
Trening akceptacji, elastyczności, zachowania wewnętrznej
równowagi.
Nikogo nie atakowałam. Obserwowałam.
Natomiast sama czułam się momentami atakowana docinkami - co
w ogóle jem? Próbowano wytrącić mnie z równowagi. Kilka razy wracały pytania
typu:
Jaki człowiek ma układ trawienny – zaraz wynajdziemy w necie
dowody, że wszystkożerny, że człowiek ma kły i bez mięsa zwyczajnie umrze…
Wytknięto mi również, że nie rozmawiam w trakcie jedzenia, tylko gryzę długo i
powoli… Dziwna jestem.
Sama nie inicjowałam rozmów na temat żywienia. Przyjęłam do
wiadomości, że w tym domu je się wszystko. Nikogo nie nawracałam. Najwidoczniej
jednak moja odmienność gdzieś kogoś uwierała… W dodatku to dom katolicki, w
wersji zaawansowanej. A ja nie odmawiam pacierzy przy stole.
Trzymałam język za zębami, choć sprzeczność pomiędzy
chrześcijańską miłością a zabijaniem zwierząt dla sportu wydawała się
oczywista. A łowiectwo jest tutaj propagowane.
Jeden jedyny raz, po kolejnej zaczepce, nie wytrzymałam i
wyrzuciłam z siebie jakąś krótką, emocjonalnie zabarwioną odpowiedź.
Wiedziałam, że o to chodziło. Poszłam do lasu.
Dziwny jest ten świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz