Polecany tekst

MOJA KORONA

Na Pełni w Skorpionie zagłębiam się w sobie... 6.05.2020 MOJA KORONA 👑  Moja Korona jest Zielona  Berło moje jest wśród drze...

30 stycznia 2018

SŁABOŚĆ JEST SIŁĄ, KOCHANIE - Z Listów do Julii








Dnia 19-02-2014

Z listu do Julii


Tak, masz rację, warto.
Czytam i mam wnioski, nawet konstruktywne:
jestem wdzięczna życiu i nawet uważam to za CUD, że doświadczając coraz bardziej świadomie bolesnych i trudnych problemów wewnętrznych, stając się coraz bardziej świadomą siebie, swoich uwarunkowań, uwarunkowań rodzinnych oraz zasad jakimi rządzi się otaczający mnie świat
nie popadłam w alkoholizm czy inne uzależnienie, nie popełniłam samobójstwa, nie wpadłam w szpony totalnej psychicznej choroby. 



Tym samym jestem wdzięczna za słabość mego ciała, wiotkość moich fizycznych mięśni, napięcia i skurcze na poziomie naczyniowym i komórkowym, za anemię oraz za różne dolegliwości mniej lub bardziej uciążliwe, które uchroniły mnie najwyraźniej przed powyższymi zagrożeniami. Choć trudno mi się z nimi żyje, to rozumiem, że stały się tarczą ochronną przed czymś znacznie bardziej poważnym. Anemia (i jej szerokie skutki) jest dowodem mojej słabości z jednej strony, a z drugiej - siły, że sobie na tę słabość pozwoliłam i odpuściłam usilne trzymanie się tego co powinnam, trzeba i należy czynić.
SŁABOŚĆ JEST SIŁĄ, KOCHANIE :-)

No to jeszcze - pogratuluję sobie! Dobrego dostosowania do złego środowiska.
I Tobie również - gratuluję!

Natomiast ostrożna jestem w kwestii mówienia o winie rodziców... wyrażam to jako dziecko, nie rodzic. Uważam, że powinno się jasno mówić o konsekwencjach postępowania rodziców i ich wpływie na dalsze życie dziecka. Zdaję sobie sprawę z uwarunkowań, jakim podlegali moi rodzice i z tego, że postępowali tak, jak potrafili. Nie mogę więc obarczać ich winą i nie będę. Ale o konsekwencjach tak, potrzebowałam swego czasu dostrzec je i o nich głośno mówić.

Na marginesie - mam obie książki A.Lowena, jedną "Miłość, seks i serce" czytałam, ale definicja miłości zdezaktualizowała się...

Kurczę, kocham siebie i jestem z siebie dumna, że przetrwałam tak niewyobrażalne dla mnie wcześniej, trudne wydarzenia i pozostałam jeszcze w tym wszystkim wierna swoim wartościom, nie zaprzedałam ich ani swojej duszy. Zaczynam to doceniać.

Zamiast karcić i obwiniać siebie za to, że tak kiepsko, a nawet beznadziejnie radzę sobie w życiu, że jestem w tak fatalnej kondycji psycho-fizycznej i ekonomicznej, zaczynam doceniać siebie i swoją wolę oraz umiejętność przetrwania. Uważam teraz, że biorąc pod uwagę okoliczności w jakich przyszło mi się odnaleźć oraz moje własne uwarunkowania, poradziłam sobie wystarczająco dobrze.
Więc - kocham mój obwisły lub wydęty brzuch oraz wiszące i słabe mięśnie, dziękuję za miejsce w którym jestem.


 19.02.2014r







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wasze ulubione

Archiwum Bloga