11.06.2016 sobota
Poszłam spacerem przez łąki do marketu. Piękna pogoda,
idealna na spacer.
Jestem w tym ogromnym hangarze handlowym, niezliczone
półki uginają się pod ciężarem nadmiernej wielości produktów, a na zewnątrz
świat ludzi doświadczających braku i niedoboru… Ile może znaczyć złotówka? Czy
to dużo czy mało? Jakie ma znaczenie dla mnie? Dla Ciebie?
Życie pokazuje, że może być „niczym”, kiedy indziej przechyla
szalę.
Stoję przy regale z kremami do rąk. Potrzebuję wybrać coś
dla siebie. Szukam taniego, polskiego i jak najbardziej naturalnego kremu.
Porównuję składniki produktów oraz ceny.
Podchodzi do mnie starszy PAN. Ubrany w strój typu moro,
na ramieniu przyszyta mała naszywka - biało-czerwona
polska flaga. Na krótko ostrzyżonych białych włosach czapeczka moro. Pan uśmiecha
się szeroko. To taki charakterystyczny uśmiech, który nie znika z Jego twarzy. Zaczepia
mnie z tym uśmiechem i pyta, czy mogę dołożyć mu złotówkę, bo mu zabrakło.
Odwracam się pytając: - A dlaczego?
Równocześnie zaglądam do koszyka, który Pan trzyma w ręku
– widzę dwie małe bułeczki w torebce, coś jeszcze obok.
Odpowiada, że zabrakło mu do pomidorów. A złotówka to przecież…
nie zapamiętałam tego specyficznego
określenia, którego użył, na fakt, że złotówka to nic takiego, niewiele, prawie
nic… nic nie znaczy.
Przyglądam mu się.
- A pomidory kosztują 6 złotych – mówi.
Ja na to bez zastanowienia odpalam: - I dlatego ich nie
kupuję.
- Dlaczego? – ripostuje Pan.
- Bo mi też wszystkiego brakuje.
Sięgam po plecak, aby wyjąć portfel, ale Pan odsuwa się
do tyłu mówiąc:
- A to nie będę od Pani brał…
- Nie, nie. Dam Panu tę złotówkę, tylko wyjmę z plecaka. Chwileczkę.
Otwieram portfel, niewiele w nim drobnych. Wyjmuję złotówkę,
przekazuję Panu.
Przyjąwszy ode mnie monetę wyjmuje coś z kieszeni i mówi:
- Ja też Pani coś dam.
I wręcza mi cukierka w błyszczącym złotym papierku. Wkłada
go do mojego koszyka.
Odchodząc mówi ze śmiechem: - Żeby pani nie była stratna.
Totalnie zaskoczona uśmiecham się odpowiadając: - Nie, Nie
będę.
Pan odszedł. Cukierek został w moim koszyku. A ja już po
chwili żałowałam swoich słów.
JAK MOGŁAM powiedzieć „mi też wszystkiego brakuje”???
Przecież to NIE PRAWDA! Skłamałam! W duchu przepraszam za te słowa. Jest mi
wstyd.
Owszem, mogę wymienić długą listę tego, czego mi brakuje.
Tak, pieniądze na zakupy też mam wyliczone niemal co do złotówki. Ale akurat
jedzenia mam w bród. Po prostu mam do niego dostęp. Wszystkie podstawowe
potrzeby mam zaspokojone.
Chciałam ponownie spotkać tego Pana, rozglądałam się za
nim. Pomyślałam, że zaproszę go na lody. Chciałam dokonać zadośćuczynienia. Wkładając
do koszyka czekoladę i butelkę taniego wina myślałam o tym, jak pożałowałam
kilku dodatkowych złotówek na pomidory, dla proszącego o drobne wsparcie człowieka.
Już go nie spotkałam.
Po wyjściu z marketu usiadłam na ławce, aby odpocząć i
napić się wody. Wyjęłam z plecaka podarowaną mi słodycz. Obracałam w palcach,
przyglądałam się błyszczącemu w słońcu złotemu opakowaniu z czerwonym wzorem. Po chwili idąc rozwijałam złotą
folię, by wydobyć z niej skarb – uroczą okrągłą czekoladkę. Rozgryzłam. Wewnątrz
ukazała się cała wisienka, zatopiona w słodkim alkoholowym syropie. Słodko rozpływała
się w ciepłych ustach. Uśmiechnęłam się, odczuwając rodzaj błogości. To była
KRÓLEWSKA WIŚNIA w likierze, zawinięta w złoto z czerwienią… złoto i czerwień –
„moje” energie… i ta królewska wiśnia… subtelna symbolika… Czułam jakieś metafizyczne
doznania. Całe to wydarzenie było osnute mgiełką nie-realności, chociaż odbyło
się jak najbardziej fizycznie. Myśl o niecodziennym spotkaniu towarzyszyła mi
przez cały dzień i powracała kolejnego. Obraz starszego Pana o białych włosach,
w wojskowym ubraniu z biało-czerwoną flagą na ramieniu i tym charakterystycznym
uśmiechem… miałam go w pamięci oraz odczucia… nie mogłam oprzeć się wrażeniu,
iż odwiedził mnie Ojciec, we własnej Osobie…
To wrażenie powracało i pogłębiało się w intuicyjnym postrzeganiu
„JA TO WIEM”. To JEST On. Z reguły nie przyglądam się w taki sposób ludziom podczas zakupów, a tutaj zapamiętałam tyle szczegółów, w moim umyśle wyświetlały się kadry - buch, buch, buch... twarz, rękaw, strój, koszyk, uśmiech... Historia przewijała się we mnie jak magiczna scena z filmu. Jak ulotne
i niemal nierzeczywiste – pojawił się, chwilę BYŁ… i… znikł. A przesłanie
pozostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz