Polecany tekst

MOJA KORONA

Na Pełni w Skorpionie zagłębiam się w sobie... 6.05.2020 MOJA KORONA 👑  Moja Korona jest Zielona  Berło moje jest wśród drze...

6 stycznia 2018

ROZPOZNAĆ MISTRZA - Dzienniki 2016







11.06.2016 sobota

Poszłam spacerem przez łąki do marketu. Piękna pogoda, idealna na spacer.

Jestem w tym ogromnym hangarze handlowym, niezliczone półki uginają się pod ciężarem nadmiernej wielości produktów, a na zewnątrz świat ludzi doświadczających braku i niedoboru… Ile może znaczyć złotówka? Czy to dużo czy mało? Jakie ma znaczenie dla mnie? Dla Ciebie?
Życie pokazuje, że może być „niczym”, kiedy indziej przechyla szalę.


Stoję przy regale z kremami do rąk. Potrzebuję wybrać coś dla siebie. Szukam taniego, polskiego i jak najbardziej naturalnego kremu. Porównuję składniki produktów oraz ceny.

Podchodzi do mnie starszy PAN. Ubrany w strój typu moro, na ramieniu przyszyta mała naszywka -  biało-czerwona polska flaga. Na krótko ostrzyżonych białych włosach czapeczka moro. Pan uśmiecha się szeroko. To taki charakterystyczny uśmiech, który nie znika z Jego twarzy. Zaczepia mnie z tym uśmiechem i pyta, czy mogę dołożyć mu złotówkę, bo mu zabrakło.
Odwracam się pytając: - A dlaczego?
Równocześnie zaglądam do koszyka, który Pan trzyma w ręku – widzę dwie małe bułeczki w torebce, coś jeszcze obok.
Odpowiada, że zabrakło mu do pomidorów. A złotówka to przecież…  nie zapamiętałam tego specyficznego określenia, którego użył, na fakt, że złotówka to nic takiego, niewiele, prawie nic… nic nie znaczy.
Przyglądam mu się.
- A pomidory kosztują 6 złotych – mówi.
Ja na to bez zastanowienia odpalam: - I dlatego ich nie kupuję.
- Dlaczego? – ripostuje Pan.
- Bo mi też wszystkiego brakuje.
Sięgam po plecak, aby wyjąć portfel, ale Pan odsuwa się do tyłu mówiąc:
- A to nie będę od Pani brał…
- Nie, nie. Dam Panu tę złotówkę, tylko wyjmę z plecaka. Chwileczkę.
Otwieram portfel, niewiele w nim drobnych. Wyjmuję złotówkę, przekazuję Panu.
Przyjąwszy ode mnie monetę wyjmuje coś z kieszeni i mówi:
- Ja też Pani coś dam.
I wręcza mi cukierka w błyszczącym złotym papierku. Wkłada go do mojego koszyka.
Odchodząc mówi ze śmiechem: - Żeby pani nie była stratna.
Totalnie zaskoczona uśmiecham się odpowiadając: - Nie, Nie będę.

Pan odszedł. Cukierek został w moim koszyku. A ja już po chwili żałowałam swoich słów.
JAK MOGŁAM powiedzieć „mi też wszystkiego brakuje”??? Przecież to NIE PRAWDA! Skłamałam! W duchu przepraszam za te słowa. Jest mi wstyd.

Owszem, mogę wymienić długą listę tego, czego mi brakuje. Tak, pieniądze na zakupy też mam wyliczone niemal co do złotówki. Ale akurat jedzenia mam w bród. Po prostu mam do niego dostęp. Wszystkie podstawowe potrzeby mam zaspokojone.

Chciałam ponownie spotkać tego Pana, rozglądałam się za nim. Pomyślałam, że zaproszę go na lody. Chciałam dokonać zadośćuczynienia. Wkładając do koszyka czekoladę i butelkę taniego wina myślałam o tym, jak pożałowałam kilku dodatkowych złotówek na pomidory, dla proszącego o drobne wsparcie człowieka. Już go nie spotkałam.

Po wyjściu z marketu usiadłam na ławce, aby odpocząć i napić się wody. Wyjęłam z plecaka podarowaną mi słodycz. Obracałam w palcach, przyglądałam się błyszczącemu w słońcu złotemu opakowaniu z czerwonym  wzorem. Po chwili idąc rozwijałam złotą folię, by wydobyć z niej skarb – uroczą okrągłą czekoladkę. Rozgryzłam. Wewnątrz ukazała się cała wisienka, zatopiona w słodkim alkoholowym syropie. Słodko rozpływała się w ciepłych ustach. Uśmiechnęłam się, odczuwając rodzaj błogości. To była KRÓLEWSKA WIŚNIA w likierze, zawinięta w złoto z czerwienią… złoto i czerwień – „moje” energie… i ta królewska wiśnia… subtelna symbolika… Czułam jakieś metafizyczne doznania. Całe to wydarzenie było osnute mgiełką nie-realności, chociaż odbyło się jak najbardziej fizycznie. Myśl o niecodziennym spotkaniu towarzyszyła mi przez cały dzień i powracała kolejnego. Obraz starszego Pana o białych włosach, w wojskowym ubraniu z biało-czerwoną flagą na ramieniu i tym charakterystycznym uśmiechem… miałam go w pamięci oraz odczucia… nie mogłam oprzeć się wrażeniu, iż odwiedził mnie Ojciec, we własnej Osobie…
To wrażenie powracało i pogłębiało się w intuicyjnym postrzeganiu „JA TO WIEM”. To JEST On. Z reguły nie przyglądam się w taki sposób ludziom podczas zakupów, a tutaj zapamiętałam tyle szczegółów, w moim umyśle wyświetlały się kadry - buch, buch, buch... twarz, rękaw, strój, koszyk, uśmiech... Historia przewijała się we mnie jak magiczna scena z filmu. Jak ulotne i niemal nierzeczywiste – pojawił się, chwilę BYŁ… i… znikł. A przesłanie pozostało.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wasze ulubione

Archiwum Bloga