O MIŁOŚCI I CIERPIENIU CZYLI - O co chodziło Jezusowi?
To niesamowite, że esencja wszechświata jest wszędzie, jest na wyciągnięcie dłoni i można z niej czerpać i czerpać...
Dane mi było odnaleźć na swojej Drodze kosmicznego Maga, który kiedyś już był moim Mistrzem. Pojawił się w moim życiu dokładnie wtedy, kiedy go potrzebowałam i byłam już gotowa, by do niego trafić. Stał się moim terapeutą i nauczycielem. Przepracowałam z nim ogrom, dawał mi w kość, a ja czasem jemu. Nie sposób w tej chwili opisać tych wyjątkowych doświadczeń. Szczęśliwie czasem, przetwarzając w sobie treści i doznania ze wspólnej sesji, pisałam do niego listy. Poniżej zamieszczam jeden wyjątkowy, w którym dzielę się na gorąco swoimi bardzo osobistymi przeżyciami i olśnieniami. Wglądy, jakich doznawałam podczas tej korespondencji, zaskoczyły mnie samą.
Może znajdziesz w tym dla siebie inspirację?
07-08-2011 r., Warszawa
Kiedy sobie uświadomiłam, co rozpoznałam w sobie przed
tygodniem, połączyłam to natychmiast z tym, o czym mówiłeś mi w piątek i co
działo się we mnie podczas sesji u Ciebie. Kiedy powiedziałeś o
"Pasji" i o moim wejściu w tego typu program - byłam zadziwiona. Nie
rozumiałam o co chodzi i skąd się to wzięło? Zdawałam sobie tylko sprawę z
moich lęków przed oceną ze strony członków rodziny i z niechęci do spotkania
się z nimi, bo i o czym miałabym z nimi mówić?
Potem leżąc u Ciebie na stole zobaczyłam w moim umyśle Eckharta
Tolle i zrozumiałam, że w jakiś sposób podłączyłam się do "jego"
programu - rozmawialiśmy o tym przez chwilę. Powiedziałeś, że każdy ma swój
program. Widać w nim tkwi coś, czego podłożem jest cierpienie.
To było dla mnie zaskoczeniem.
Teraz zobacz, proszę, o czym napisałam w swoim dzienniku 30
lipca, czyli tydzień przed naszym spotkaniem:
"Dzisiaj jednak wypływały ze mnie innego rodzaju emocje.
Kiedy słucham fragmentów książek E.Tolle (które on sam czyta) zaczynam
spontanicznie płakać. Mówi o wieczności, o życiu i śmierci, o głębi
istnienia... O cierpieniu w umyśle. Ja tak mocno czuję to, o czym on mówi. TO
JEST WE MNIE.
Całe życie czułam na sobie ciężar, Ciężar odpowiedzialności. Za
co? Za rodzinę. Za siostrę, za matkę, za ojca, za dzieci... za, za, za...
Ale jest jeszcze coś więcej! Jakiś ciężar rodu. Ciężar Przodków.
Całej linii. Ciężar wzorców w rodzinie. Może ciężar odpowiedzialności za
przerwanie wzorca cierpienia? Ale jeszcze więcej! Czułam, jakby ten wzorzec
linii rodu przekładał się na całą ludzkość! Odczuwanie na swych barkach,
plecach cierpienia rodzaju ludzkiego... Dlaczego? Dlaczego nadal
żyję?"
I proszę Cię - nie mów, że się porzygasz!
Bo wszystko jest po coś. Po coś słuchałam Tolle'go i po coś
weszłam w ten program - żeby sobie uświadomić jeszcze wyraźniej jego istnienie
i co on z człowiekiem może zrobić - i po coś o tym mówię do Ciebie... I - póki
co - Tolle u mnie idzie w odstawkę.
Dałam w piątek czadu - sam powiedziałeś. Mocno się
napracowaliśmy, oboje - to fakt i tyle.
Rozumiem, że odpiąłeś mnie od tego programu i dziękuję. Chcę być
od niego wolna.
Właśnie. Chcę być. I dlatego o tym z tobą rozmawiam, ponieważ
wyraźnie dostrzegam, że to nie jest kwestia podpięcia się do czyjegoś programu
przed tygodniem. To jest wzorzec, tkwiący we mnie odkąd żyję w obecnym ciele, a
być może znacznie dłużej.
Nie wiem po co i dlaczego przyszłam tutaj wpięta w taki program?
Być może łączy to się z "tymi owymi", którzy kiedyś chcieli pozbawić mnie mocy, a
może coś jeszcze? Jednego jestem pewna - chcę i potrzebuję skutecznie wyjść z i
poza ten program, ponieważ serdecznie i stanowczo mam dość wszelkiego
cierpienia!
I proszę - nie mów więcej, że ja tak lubię - ponieważ to NIE
JEST PRAWDA. Jola, z którą pracowałam energetycznie do początku 2008 roku też
mówiła, że ja tak lubię - a ja potrzebowałam przejść przez kolejne etapy,
przepracować, inaczej nie mogłam...
Wcale ja tego nie lubię - to tylko uwarunkowanie, z którego już
zdaję sobie sprawę i któremu już dziękuję i żegnam.
I wiem, że to co się wydarzyło ostatnio pokazało, że
nadal jest we mnie "guzik", którego naciśnięcie działa.
Potrzebuję skutecznie pozbyć się tego guzika!
Ale myślę, że jest coś więcej.
To całe cierpienie jest łączone przez ludzi z Jezusem i z tym,
co chrystusowe.
A ja mam przekonanie w sobie, że kompletnie nie o to Jezusowi
chodziło. Jego przekazem jest Miłość, a nie cierpienie.
Ludzie to przeinaczyli, kościół to przeinaczył i wpakował ludzi
w ten cały wzorzec cierpiętnictwa. Wiadomo - kontrola.
I mówię tu o Miłości bezwarunkowej, uniwersalnej, o
uczuciu, o iskrze wszelkiego życia. A nie o tym, co niektórzy nazywają
"sraczką".
Mam poczucie, że to co do mnie należy, to przemiana w sobie syndromu
cierpienia w odczuwanie Miłości czyli boskiej esencji życia.
I wewnętrzne zrozumienie, że to właśnie jest tym, co ludzie
nazywają świadomością chrystusową.
Wiem, że możesz mieć skrzywioną minę i myśleć sobie o mnie
"coś tam" - OK. Chcę i potrzebuję, abyś to wiedział, to co odczuwam w
sobie. Jeśli to jest kolejny durny program, to będziesz wiedział co z mną robić
next time ;-). A najlepiej od razu mi o tym powiedz!
A ja - przeczytawszy własne, powyższe słowa - chyba właśnie
zrozumiałam... kto i po co? czyżby to kościół wsadził mnie "we wzorzec
cierpiętnictwa", aby tym samym odebrać mi moc? Jakieś - polowanko na
czarownice i te sprawy? hmmm...
Wsadzimy jej na kark krzyż rodu, a jeszcze lepiej krzyż
całej ludzkości, to się istotka przez tysiące lat będzie miała czym
zająć...?
Jest taka wrażliwa, empatyczna, kochająca - wciągnie ją jej
własne współczucie! Wciągnie i zniszczy tę delikatną konstrukcję! Że niby takie
perpetum mobile samozniszczenia? Czy tak? Ale jeśli tak, to widać ktoś stworzył
kontr-plan. I widać "coś" potężnego wspiera mnie w tym kontr-planie!
Wiesz, wciąż jestem szczęśliwa, że cię odnalazłam. Wciąż
jestem przekonana, że to było nieuniknione i wciąż uważam, że jesteś "moją
bramą".
W ostatnich kilku latach otrzymałam liczne wizje i przekazy i
teraz się zastanawiam, czy aby jedno jest ich źródło?
Najsłuszniejszym wydaje się być teraz zajęcie się tym, co teraz.
Zajęcie się zwyczajnością, codziennością.
To też generalnie czynię na co dzień, pomiędzy zajmowaniem
umysłu innymi sprawami...
Dzisiaj u mnie przewróciła się z hukiem książka na regale...
"Inteligencja ekologiczna". I wygląda na to, że kolejne poradniki
rozwojowe wrócą na ten regał, a ja powrócę do przerwanej lektury
"Inteligencji ekologicznej". Wejdę tym samym mocniej w tzw. realną
rzeczywistość ziemską i być może otworzę się na coś, co z chęcią podejmę jako
zajęcie zarobkowe.
Dziękuję!
Wiem, że mnie lubisz i tylko dlatego dotrwałeś do końca :-)
Uściski,
Luiza
P.s. Jeszcze coś - odkąd pamiętam widzę powietrze - tak to sobie
kiedyś tłumaczyłam, "powietrze".
Jako kilkuletnia dziewczynka bałam się wieczorami tych
świecących punkcików.
Kiedy było ciemno w pokoju widziałam je wyraźnie. Chowałam głowę
pod kołdrę, ale były i tam! Były wszędzie.
Kolorowe, migające punkciki. Moja wyobraźnia nadawała im
kształty. Zalękniona szłam do mamy, śpiącej w swoim łóżku, ale one były i u
niej. Chodziły po niej kolorowe biedronki i robaczki, a ja dziwiłam się, że
mama się ich nie boi
Teraz przyglądam się tej subtelnej energii, otaczającej mnie i
wszędobylskiej. Pulsuje. Nie widzę tych wspaniałych kolorów, ale wiem że są.
Wszystkie kolory tęczy. Chcę je widzieć. To niesamowite, że esencja
wszechświata jest wszędzie, jest na wyciągnięcie dłoni i można z niej czerpać i
czerpać... Kiedy wieczorem siedziałam przy świetle świec, przyglądałam się tej
przestrzeni. Zaczęła jakby nabierać formy, to mnie przestraszyło... kilka lat
temu przekonałam się, że boję się Światła, był we mnie zakorzeniony lęk przed
światłem. Teraz jest inaczej. Wiem natomiast, że potrzebuję ogromnej dyscypliny
umysłu, który wręcz wyrywa się aby nadawać znaczenia i kształty.Ten i inne listy znajdziesz na stronie LISTY DO PRZYJACIÓŁ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz