W moim obecnym życiu doznałam tak wielu cierpień, że trudno
byłoby mi zliczyć wszystkie.
Urodziłam się jako dziecko pełne wewnętrznej mocy i siły.
Jednak kilka lat później ta moc została ode mnie odcięta. Jako mała dziewczynka
doświadczyłam przemocy seksualnej. Nie rozumiałam co się dzieje, nie
zrozumiałam też co się wydarzyło. Czułam, że to coś złego, krzywdzącego,
płakałam biegnąc po pomoc i zrozumienie. Jednak wmówiono mi, że nic się nie
stało, że wszystko jest w porządku i nie wolno o tym więcej mówić. Traumatyczne
przeżycia zostały wyparte i zamknięte w podświadomości. W ten sposób
zablokowano moją energię i siłę, odebrano mi wiarę w siebie, w swoje odczucia. Stałam się
chwiejna w tym, jak mam odbierać zewnętrzny świat.
Odcięta od mocy i obdarta z wiary we własne odczuwanie co
jest dobre, a co złe, uwierzyłam iż mężczyzna ma prawo mnie upokarzać, a nawet
w jakiś sposób, w późniejszym życiu, podświadomie dopominałam się tego.
Cierpiałam, pozostając w wewnętrznym chaosie i konflikcie. Utożsamiałam się ze
swoją historią, z rolą jaką odgrywałam. Uwierzyłam, że cierpienie jest mi
potrzebne. Cierpiałam, ponieważ nie otrzymałam w dzieciństwie potrzebnej dozy
miłości, zaopiekowania, poczucia bezpieczeństwa i wiary w siebie. Pozostawałam
w przekonaniu, że na miłość trzeba sobie zasłużyć. Z całych zatem sił starałam
się jak mogłam, by inni chcieli mnie kochać. Usiłowałam innych zadowolić, walczyłam
o ich akceptację, zapominając o sobie. Dodatkowo paraliżował mnie wewnętrzny
lęk. To był strach przed porażką, przed niespełnieniem cudzych oczekiwań, przed
ośmieszeniem. Moje barki obciążało poczucie odpowiedzialności za innych. Ambicja
popychała do bycia dzielną Matką Polką i silną Zosią-Samosią. I tak mogłam
tkwić na tej pozycji ofiary, ponieważ zawsze miałam pod ręką jakieś
wytłumaczenie i powód do dalszego cierpienia. Uciekanie przed samą sobą było
nieuświadomione, jednak nadal trwało. Do czasu, kiedy czara się przepełniła, a
moja determinacja sięgnęła zenitu. Ponad osiem lat temu orzekłam stanowczo
przed sobą samą i przed Bogiem, że mam dość ale to absolutnie dość wszelkiego
cierpienia. Zaczęłam intensywną pracę nad sobą. Pragnęłam zmiany ponad
wszystko.
Dlaczego teraz do tego wracam?
Ponieważ temat ludzkiego cierpienia, wręcz cierpiętnictwa,
jest wciąż aktualny wokoło.
Chcę pokazać w jaki sposób dorośli potrafią odciąć dziecko
od jego wewnętrznego źródła. A także adekwatnie, jak siły manipulujące ludźmi
potrafiły odebrać nam naszą moc, a w każdym razie odseparować nas skutecznie od tej
mocy.
Jednakże każdy człowiek może powrócić do siebie. Ma do tego
prawo, a nawet wg mnie stanowi to jego powinność. Nadszedł czas, by każdy wziął
za siebie odpowiedzialność.
Czy nadal cierpię?
Już nie.
Zaprzestałam utożsamiania się z ciałem, ze swoją historią, z
cudzymi oczekiwaniami, z wydarzeniami wokół w moim własnym życiu. Nie
utożsamiam się już z rolą, którą odgrywam.
Wzięłam odpowiedzialność za siebie i swoje życie.
Jestem świadoma, że oczekiwania i tworzenie projekcji
prowadzi do cierpienia. Uważnie obserwuję siebie, pojawiające się w mojej głowie
myśli (które niekoniecznie są moje), rozpoznaję intencje. Postanowiłam być
całkowicie uczciwa wobec siebie. I sama ustalać reguły, jakimi kieruję się we
własnym życiu.
To ON nauczył mnie, że samodzielnie określam swoje wartości i decyduję, co jest dla mnie dobre. Pokazał mi, że tylko ja sama mogę wymierzyć sobie karę. A chęć ukarania siebie bierze się z poczucia winy, które jest jednym z najbardziej destrukcyjnych stanów. Zapewnił mnie również, że zawsze mam wybór i to ja podejmuję decyzję, w jakim kierunku podążam.
To ON nauczył mnie, że samodzielnie określam swoje wartości i decyduję, co jest dla mnie dobre. Pokazał mi, że tylko ja sama mogę wymierzyć sobie karę. A chęć ukarania siebie bierze się z poczucia winy, które jest jednym z najbardziej destrukcyjnych stanów. Zapewnił mnie również, że zawsze mam wybór i to ja podejmuję decyzję, w jakim kierunku podążam.
Postanowiłam akceptować i kochać siebie. Być sobą. Określiłam swoje wartości. Nie chcę już karać siebie. Cieszę się tym, co jest. Żyję
wdzięczna za to, co otrzymuję. Jestem coraz głębiej świadoma siebie. I
zdecydowanie wrzuciłam na luz! Dystans do siebie i do wydarzeń sprawia, że żyje
się lepiej.
Cierpienie rodzi się w umyśle.
I w umyśle umiera.
Trzymałam samą siebie w więzieniu swego umysłu.
Aż pokochałam siebie i stałam się wolna.
Przeznaczeniem Istoty Ludzkiej jest stać się WOLNYM i SAMOŚWIADOMYM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz