12 czerwca
Ja też chcę! ja też chcę! Zrób dla mnie! Nie mam bananów, nie mam pomarańczy, nie mam blendera...
mam truskawki i sojowe/ryżowe mleko... i duuuuużo mięty świeżej :-)
A rysunek też twój?
Dzisiaj jadłam truskawki prosto z krzaczków. Mniaaaam. Wreszcie są dojrzałe naprawdę, słodkie, duże i czerwoniutkie.
13 czerwca
Brawa za rysunek!
No tak - cudze chwalicie, swego nie doceniacie.
Przyznam - zajefajnie jest móc jeść truskawki prosto z krzaczka.
Wczoraj pomiędzy pieleniami zajadaliśmy się nimi. I dobrze, ponieważ dzisiaj pada i pada od 2.30 nad ranem. Pogoda barowa. Zatem popijam kawkę z mlekiem sojowym. Kawka jest z cykorii, zakupiona w Evergreen. Polecam - ugotowana w tygielku na wywarze z cynamonu i kardamonu (plus dzisiaj świeży imbir) smakuje jak prawdziwa kawa.
No to - aromatycznego dnia :-)
13 czerwca
Jesteś dzielna.
Przestało padać, nawet trochę słonko wyłoniło swe oblicze zza chmur.
Byłam w ogrodzie, pojadłam truskawek prosto z krzaczków, obmytych świeżym deszczem. Narwałam rukoli do obiadu - rukoli są co najmniej trzy rodzaje, o tylu wiem. U nas rośnie taka o miękkich, szerokich liściach, nieco łagodniejszym smaku. Jest pyszna i lubię ją blanszowaną w potrawie.
Jeden z krzaczków pomidorowych położył się na ziemi pod naporem deszczu i ciężarem owoców. Czym prędzej wzięłam z domu sznurek i kozik do przycięcia. Odmierzyłam właściwą długość sznurka i podwiązałam biedaka do kijka, przy którym rośnie. Przy okazji kilku pozostałym krzaczkom dodałam po sznureczku i podwiązałam je do kijków na wyższych wysokościach, żeby gałązki miały mocniejsze wsparcie i aby uniknąć ich upadku na glebę.
Właśnie zjadłam pyszny obiad. Życie jest doprawdy piękne, a Piękno zawiera się w najprostszych rzeczach.
Upichciłam aromatyczny (a jakże!) brązowy ryż, a do niego sos na bazie luitenicy.
Luitenicę wzbogaciłam oliwą, kurkumą, kuminem, świeżym imbirem oraz świeżutką rukolą. Proste, kolorowe, smaczne, aromatyczne, zdrowe. Jadłam słuchając muzyki, czasem zagadując z Tomem. Było spokojnie w domu.
Ja chwilę odsapuję po jedzonku, pozmywam naczynia i ząbki i pójdę podwiązać pozostałe krzaczki. Może jeszcze najpierw napiję się jaśminowej herbaty. [za domem jaśminy w pełni rozkwitu pachną namiętnie]
Buziaczki :-)
13 czerwca
No tak - ja piszę do ciebie o swoim obiedzie, a ty w tym czasie piszesz do mnie o swoim :-)))
Bardzo apetycznie to wygląda i pewna jestem, że wspaniale smakuje.
U nas dynie, cukinie i papryka będą jak wyrosną, czyli raczej późnym latem i wczesną jesienią.
Mleczka kokosowego też nie mam. Ale mam pyszne tofu - zapomniałam chyba wspomnieć, że do swojego dania dodałam pyszne naturalne tofu.
Warzywa po tajsku - brzmi absolutnie fenomenalnie.
Smacznego!
15 czerwca
Arbuz jest malusi, uroczy i smakowity, a talerzyk hand made jak widzę, również uroczy.
Wiesz, Ty też ładnie piszesz...
Czytam po stroniczce książkę pełną słońca, smaków i zapachów - "Tysiąc dni w Toskanii - Życie pachnące rozmarynem" Marleny de Blasi.
Postanowiłam, że dzisiaj na obiad zjem makaron. Poszłam zatem do ogródka, narwałam liści szpinaku i rukoli oraz wyrwałam młodą sałatę. Chwyciłam jeszcze wyrośniętą białą rzodkiew, ale to już na kolację do chleba. Właśnie, za chwilę idę do sklepiku po sąsiedzku odebrać chleb. A do makaronu udusiłam na oleju, przyprawach, świeżym imbirze i mleku sojowym tenże szpinak z dodatkiem rukoli i urwanych w międzyczasie kilku gałązek naci selerów. Resztę rukoli zmieszałam z dokładnie umytymi liśćmi sałaty, polałam oliwą i skropiłam odrobiną octu winnego różowego. No pycha, mniam mniam. Życie jest piękne i pachnie aromatycznie.
No to - całus!
18 lipca
Dziękuję.
Obejrzałam, posłuchałam, ciekawe.
Jednakże równowaga kwasowo-zasadowa to nie wszystko. Ważne jest bardzo zadbanie o nasze ogrzewacze, o żołądek, śledzionę, trzustkę, wątrobę... a one lubią gotowane ciepłe, rozgrzewające.
Tutaj wiedza przekazywana przez tego chłopaka ma również zastosowanie, np. zakwaszające i zaśluzowujące działanie pasteryzowanego nabiału i mięsa, równocześnie wychładzające i osłabiające te organy. Jak fajnie, że miałam sposobność jeść sery kozie, zrobione ze świeżego mleka.
Ostatnio przyszłam głodna z ogrodu i rzuciłam się na surowe marcheweczki ,świeżo wyrwane,
i chlebek z masłem i kolendrą. Nie wyszło mi to na dobre. Przede wszystkim te surowe marchewki. Natomiast gotowane jak najbardziej. Poczułam, że słowa dr Tenzina "gotowane, ciepłe" są wciąż aktualne dla mnie i dla mojego systemu trawiennego, który jest wrażliwy i delikatny. Część warzyw czy owoców przyswajam w wersji surowej, np. ogórki gruntowe, sałatę masłową z oliwą, borówki amerykańskie. Jednak przede wszystkim potrzebuję ciepłego gotowanego pożywienia, najlepiej warzyw.
No i tak potwierdza się zasada, którą obie znamy - słuchać swojego organizmu i dawać mu to, co dla niego dobre, co mu służy. A niezależnie od tej zasady czasem ulegamy zachciankom podniebienia i łakomstwu, bo dzięki temu życie jest smakowitsze, ciekawsze i piękniejsze :-).
Wiemy, że kawa i cukier zakwaszają, a jednak kuszą nas, bo jak tu odmówić sobie pysznego gluten free ciastka made by Julia!
Jeszcze raz dzięki za linka - dobrze posłuchać i wiedzieć. A w życiu być elastycznym i życiem się cieszyć, nie stawać się niewolnikiem własnego brzucha, jak kiedyś słusznie powiedział mi Jarek.
CAŁUSY!!!!!!!!!!!
Jutro nów księżyca.
Więcej LISTÓW DO JULII znajdziesz TUTAJ
Wsi spokojna, wsi wesoła…
OdpowiedzUsuń