RÓŻA I TĘCZA
Przed dziewiątą rano pożegnaliśmy drewniany bieszczadzki dom i objuczeni tobołami schodziliśmy z górki w dół, do szosy, aby lokalnym autobusem dojechać do Sanoka. Ostatnia szansa na podziwianie bieszczadzkich widoków. W Sanoku trzeba było poczekać około trzech godzin na autobus do Tarnowa. Szczęśliwie się złożyło, ponieważ w tym czasie zdążyłam odebrać gotowe, nowiutkie okulary oraz zrobić małe sprawunki. Po kilku godzinach jazdy mieliśmy postój na dworcu w Tarnowie, skąd kolejnym autobusem dojechaliśmy do Ciężkowic.
Tam czekała już na nas Beata i zapakowawszy się do jej samochodu zostaliśmy dowiezieni bezpośrednio do siedliska Jana – do domu na górze. Mieliśmy tam spędzić pierwszą noc i dzień, a kolejne trzy noce w pensjonacie przy Rynku, w Ciężkowicach. Zajechaliśmy pod wieczór. Jan serdecznie nas przywitał razem ze zwierzęcą świtą. Byliśmy mocno zmęczeni całodzienną podróżą, więc po krótkich pogaduszkach przy herbacie z rozkoszą wskoczyłam pod prysznic z ciepłą bieżącą (!) wodą i udałam się na piętro do przytulnego, gościnnego pokoju. Tutaj czekała mnie kolejna rozkosz – szerokie, wygodne łóżko i miękka, cieplutka pościel. Otuliłam się kołdrą, buzię wtuliłam w poduszkę i zapadłam w głęboki, spokojny sen. Czułam się taka bezpieczna, jak u Ojca w Niebie. W tym ciepłym, puchatym łóżku spałam jak niemowlę. Kiedy obudziłam się rano, w mojej głowie wyraźnie wybrzmiewały słowa: ROSE, Rose…
Dzienne światło pozwoliło podziwiać wnętrze i otoczenie domu w całej okazałości. Przyglądałam się drewnianym ścianom i detalom wykończenia, o które dbał sam Jan. Prawdziwy piec w dolnym pomieszczeniu tworzy wyjątkowy klimat. Chłonęłam atmosferę tego miejsca i czułam się jak w rodzinnym domu. Odkąd się obudziłam odczuwałam wewnętrzną Błogość. Coś, czego nie sposób właściwie przełożyć na słowa, ponieważ jest to własne, wyjątkowe doświadczenie. To Mój Powrót do Domu. Wyszłam na podwórko i podzieliłam się z Janem swoimi odczuciami. Wtedy pamięć przywołała wizję, jaką otrzymałam kilka lat wcześniej – zobaczyłam przed sobą tęczę, wszystkie barwy tęczy… dłonie w zapraszającym geście i głos mówiący:
- OTO DROGA DO DOMU.
KIEDY SERCE ROŚNIE, RÓŻA ROZKWITA
Możliwość przygotowania posiłków w kuchni TEGO domu było dla mnie wielką przyjemnością i wydarzeniem. Śniadanie zjedliśmy ze Zbyszkiem w altance, na świeżym powietrzu. Zakochałam się w filiżankach z kredensu Bożenki.
Kiedy panowie wzięli się za stawianie nowej szklarni, ja poszłam na spacer, zachłysnąć się przestrzenią tego miejsca i wspaniałym krajobrazem. Siedziałam na zboczu góry, wdychałam zapach łąkowych ziół i patrzyłam w dal oraz w głąb… w głąb siebie i wydarzeń, jakie ostatnio stały się moim udziałem. Łzy napływały mi do oczu, wzruszenie przepełniało serce, a wdzięczność mieszała się z niedowierzaniem, że to wszystko dzieje się naprawdę. Boże, kimkolwiek i gdziekolwiek jesteś – dziękuję za te chwile, za tę cudowną odmianę, za TYCH ludzi i TO miejsce. Dziękuję, że odnalazłam Dom. Odnalazłam go w swojej duszy.
Wiem, że Jan jest wyjątkową osobą w moim życiu. Wiem, że nasze dusze są sobie bliskie. Tutaj zaznałam ukojenia duszy. I wiem to z całą pewnością – MIAŁAM TUTAJ PRZYBYĆ.
Kolejną noc spędzimy w… Pokojach Pod RÓŻĄ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz