Polecany tekst

MOJA KORONA

Na Pełni w Skorpionie zagłębiam się w sobie... 6.05.2020 MOJA KORONA 👑  Moja Korona jest Zielona  Berło moje jest wśród drze...

8 lipca 2020

POZNAŃSKIE SMAKI czyli Wyprawa w Kierunku POZNANIA




Sześć lat temu, w czerwcu 2014 roku, po dość wyczerpującym dla mnie czasie Julia porwała mnie na spontanicznie zorganizowaną wycieczkę. Od początku planowałam zrelacjonować ją na Pomarańczy. Wir przeróżnych wydarzeń sprawił, iż poczynione notatki zaległy w archiwum. Jednak pamięć co i rusz wołała, by dotrzymać danego sobie i Julii słowa, i w końcu... opublikować. Co dziś niniejszym czynię. Wypad był naprawdę wspaniałym przeżyciem, pełnym smaków, aromatów, widoków. Odwiedzajcie rodzime miasta. Odwiedzajcie Poznań. Polska to piękny kraj pełen pięknych miejsc i pięknych ludzi.



Wyprawa w Kierunku Poznania to Podróż wywołana dążeniem, by Poznać Siebie, również poprzez Poznanie Innych  -  Ludzi, Miejsc... To także przyjemność bycia zaopiekowanym, jak i radość z otaczania opieką innych.

Luiza Kattia



Wrzesień 2014

POZNAŃSKIE SMAKI czyli Wyprawa w Kierunku POZNANIA...


W czerwcu 2014 napisałam, że Pomarańcza Zmian dojrzewa…

 …będzie o wegańskim jedzeniu, o wspaniałej kawie i celebrowaniu picia herbaty, a także garść widoków zabytkowych kamienic i słów kilka o kiedyś żywych, a dziś uśpionych instrumentach muzycznych…

 Minęły trzy miesiące odkąd te przeżycia stały się moim udziałem. Zeszło mi się dłużej, niż mogłam przypuszczać. Jednak to nie był czas sprzyjający spisywaniu minionych wrażeń. Choć były piękne upalne wakacje, towarzyszyły im intensywne zawirowania i zmiany w przestrzeni psychicznej i duchowej. Bywało cudownie, kiedy indziej przytłaczająco.

Dziś zasiadłam, by odkurzyć wspomnienia.

Julia wykonała wspaniały, spontaniczny gest. Postanowiła dorzucić garść cudowności.

Stwierdziwszy, że trzeba mnie odstresować, zaplanowała podróż, kupiła miejscówki i wydała polecenie: - Pakuj się! Wyjeżdżamy! Start: czwartek, 10:00.

Ha! Byłam zaskoczona! Ale to takie bardzo fajne zaskoczenie. Nie miałam czasu zastanawiać się. Julia zapewniła, że będzie dobrze, nie ma o co się martwić i już. JEDZIEMY.

 


 

OPUSZCZAMY WARSZAWĘ – WITAJ PRZYGODO!


Polskim Busem jeździ się wygodnie. Podróż z Warszawy do Poznania nie jest aż tak długa. Po drodze czytałyśmy rewelacje tygodnika Wprost, na temat podsłuchów w jak widać wciąż istniejącym państwie polskim. Nie nudziłyśmy się.

W Poznaniu pobłądziłyśmy trochę na dworcu, szukając miejskiego biletomatu oraz dogodnego przejścia do tramwaju. Poradziłyśmy sobie, jednak lepsze oznakowanie z pewnością ułatwiłoby życie wielu przyjezdnym.

Zadziwiły i zachwyciły mnie poznańskie tramwaje! W stolicy wszystko jest nowoczesne. Poznań postrzegam jako stolicę stylu retro! Przynajmniej w odniesieniu do stylowych, czasem wręcz zabytkowych wagonów tramwajowych. Zdarzają się naprawdę piękne. Za mało podróżuję po naszym zachwycającym kraju. Nie miałam pojęcia, że takie cuda jeszcze funkcjonują. Potrzebuję częściej zapuszczać się w różne części Polski.

 







Julia zarezerwowała pokój w bardzo przyjemnym hostelu. Mając na uwadze moje dobre samopoczucie, zapewniła nam pokój dwuosobowy. Jeżeli wybieracie się do Poznania i potrzebujecie noclegu w przystępnej cenie, w miłych wnętrzach i atmosferze, polecam Wam Hostel Very Berry , znajdujący się w starej kamienicy, przy samym Placu Wolności. Tuż przy Starym Mieście. Jako że właśnie trwał Malta Festiwal, dostałyśmy w pakiecie efekty wizualno-dźwiękowe i koncert na żywo.

 


Julia sprawiła, że poczułam się czule zaopiekowana. Zadbała o wszystko... dowiedziała się gdzie możemy zjeść smaczne i wegańskie posiłki, zamówiła specjalnie dla nas raw-wege-ciasto, zorganizowała wygodny przejazd i przyjazne warunki do spania. Mogłyśmy oddać się czerpaniu przyjemności z poznawania Poznania.

Możliwość opuszczenia Warszawy po tym wszystkim, co stało się moim udziałem przez minione pół roku, było jak powiew wolności. Z przyjemnością zatem szłam poznańskimi uliczkami i przyglądałam się z zaciekawieniem otoczeniu. Zachwyciło mnie wiele pięknych, zabytkowych poznańskich kamienic. Teraz możecie moim okiem uchwycić kilka różnych poznańskich obrazków. Czasem słowa są zbędne. Obraz mówi sam za siebie.

 

 









Spacerując  rozglądałam się za miejscami z żywnością wegetariańską i ekologiczną. Zwiedzając kamienice zrobiłyśmy też przegląd zawartości półek w sklepie Społem Eko i dokonałyśmy symbolicznych zakupów. Można by rzec, że historia łączy się tu ze współczesnością...




Na Jeżyckim Rynku zatrzymałyśmy się przy straganach ze świeżymi owocami i warzywami. Sezon truskawkowy był w swej pełni. Truskawki posiliły nas swoją owocową soczystością i słodyczą. A zachwyt wzbudzały okoliczne kamienice.







 

Postanowiłyśmy wybrać się do MUZEUM  INSTRUMENTÓW MUZYCZNYCH.

Dla miłośników – miejsce warte odwiedzenia. Wiele wspaniałych eksponatów. Jednak osoby o wysokiej sensytywności energetycznej uprzedzam – ja źle się tam poczułam, zrobiło mi się słabo. Zastanawiam się, czy tak dzieje się w każdym muzeum, czy też tamto miejsce jest wyjątkowo "głodne energii". I w zasadzie przestaję się dziwić. Instrumenty muzyczne stworzono, by na nich grać, by wydobywały się z nich dźwięki. Piękne skrzypce, które kiedyś tętniły życiem za sprawą muzyków, teraz zamknięte w gablotach stały się martwe a muzeum to ich grobowiec. Właśnie skrzypce są dla mnie osobiście bardzo wyjątkowym instrumentem, z którym wiele mam wspólnego. Długo chodziłam po sali instrumentów smyczkowych, przyglądałam się, podziwiałam kunszt z jakim zostały wykonane i nie byłam w stanie powstrzymać głębokiego wzruszenia. Z mojego serca wyrywała się tęsknota. Tam zrozumiałam jeszcze bardziej, jak ważna jest dla mnie muzyka, pod wieloma względami. A także jak nieszczęśliwe są instrumenty wepchnięte w rolę eksponatów muzealnych. One tam płaczą i wołają o życie. Nic zatem dziwnego, że wyszłam stamtąd uboższa o życiową energię...

 

 


 

 





 

ODWIEDZAMY MIEJSCA. POZNAJEMY LUDZI I SMAKI POZNANIA.

Nasz pobyt w Poznaniu nie był długi. Trzy dni łącznie z podróżą, czyli pełne dwa dni na miejscu. Postanowiłyśmy też spędzać czas na luzie, nie spinać się z jakimś napiętym programem. Odpoczywałyśmy, cieszyłyśmy się, byłyśmy slow.

Very Berry Hostel udostępnia miłą kuchnię. Korzystałyśmy z niej, więc nie było planu by odwiedzić wszystkie wege jadłodajnie w mieście. Chciałyśmy z pewnością znaleźć się w dwóch miejscach – w KWADRACIE oraz w LA RUINA.

A nogi poniosły nas w jeszcze dwa nowe miejsca, gdzie spotkałyśmy pasjonatów.

 

W KWADRACIE zagościłyśmy dwukrotnie.

W moim odczuciu to miłe, kameralne, przyjazne wnętrze, gdzie z przyjemnością można zjeść coś smacznego, spotkać się z przyjaciółmi na wypasionym wegańskim deserze i filiżance kawy. Można też znaleźć spokojny kącik, by posiedzieć w samotności. Pan Wojtek, Władca i Kreator Kwadratu, wydaje się być dobrym człowiekiem, który z pasją przygotowuje każdego dnia menu. Z tego, co zdążyłyśmy posmakować, najbardziej urzeczona byłam falafelami wg pomysłu Pana Wojtka. Były pyszne, a ich wnętrze pięknie zielone. Nie omieszkałam dopytać, czym Szef Kuchni je wzbogacił. Pomysł fajny i prosty. Ale jeśli chcesz go zgłębić, odwiedź Kwadrat i sprawdź sam.

(Aktualizacja: NIESTETY i szczerze ubolewam lecz w maju 2017 Kwadrat został zamknięty. Jednak miłe wspomnienia pozostają a Twórcom tego miejsca życzę wszelkiej pomyślności w nowych działaniach.)











W DRODZE DO LA RUINA

Idąc od Starego Miasta zrobiłyśmy sobie piękny spacer w kierunku poznańskiej Śródki. Podążając do kawiarni La Ruina przeprawiłyśmy się przez rzekę Cybinę korzystając z Mostu Cybińskiego, łączącego Śródkę z Ostrowem Tumskim. Ten most najwyraźniej przyciąga wielu zakochanych...






W Cafe LA RUINA, znajdującej się na poznańskiej  Śródce, Julia zarezerwowała u Moniki wegańskie ciasto - na specjalne zamówienie. A to dlatego, że miejsce to słynie z przepysznych serników Moniki i bynajmniej nie są one wegańskie. Julia trafiła tam podczas swojego wcześniejszego wypadu do Poznania i miejsce ją urzekło! Jak również pyszna kawa. Dlatego też chciała tam wrócić i przy okazji zaprowadzić również mnie. Cóż rzec mogę... kocham takie miejsca! I takich pełnych pasji ludzi! Poznałam Monikę i życzę Jej wszystkiego co najlepsze. Nie wiem jak pyszne są Jej serniki, ale byłam pod wrażeniem miejsca które stworzyła, jego klimatu, wystroju oraz zamiłowania do dobrej, prawdziwej kawy. A także ciasta, które specjalnie dla nas wykonała, a które - jak się okazało - stanowiło dla niej wyzwanie. Pierwszy raz przygotowała wegańskie, bezglutenowe, pół surowe ciasto. Właściwszym określeniem będzie chyba - tarta. Ciasto kojarzy mi się zdecydowanie z czymś, co zostało upieczone. A my otrzymałyśmy w zasadzie spełnienie marzenia - surowy spód z suszonych owoców i orzechów, wyłożony wspaniałym kremem jaglano-czekoladowym, udekorowanym owocami. Połowę zjadłyśmy na miejscu, trochę "pozwoliłyśmy" nacieszyć się Agnieszce i jej mężowi, a resztę zabrałyśmy ze sobą, na później.

 







Kawa. W La Ruina pachnie prawdziwą, dobrą kawą. Kawa przyrządzana jest na bardzo wiele sposobów, z różnych stron świata. Ale chyba specjalnością i, tak sądzę, oczkiem w głowie właścicieli kawiarni Moniki i Jana jest kawa po marokańsku, na którą się zdecydowałam. Kochani, kiedy zawitacie w to miejsce, zachęcam Was do skosztowania! Kawa gotowana w tygielku (z kardamonem, o ile dobrze pamiętam), tak jak lubię, podawana z dodatkiem słodkiego różanego syropu. Chcę odwiedzić Maroko! W La Ruina poczułam tamtejszy klimat. Poczułam też miłość gospodarzy do podróży.

Potwierdza to również stworzone przez Monikę i Jana miejsce stricte kulinarne Raj.

 





Gry. W La Ruina czekają gry planszowe. Rozmaite. Oraz - bierki. Całe lata upłynęły, odkąd poprzednio grałam w bierki! Bawiłyśmy się świetnie, śmiechu co nie miara. Spędziłyśmy tam dobrych kilka godzin.

 

Wystrój. Siedząc w tej kawiarni nie sposób nie rozglądać się dookoła, choć przestrzeni w sumie jest niewiele. Wszędzie ciekawe drobiazgi. Mnóstwo eksponatów rodem z PRL-u (koniecznie zwiedzajcie łazienkę) oraz akcenty marokańskie. Nie da się ukryć, że właściciele mają sentyment do poprzedniej polskiej epoki oraz kochają podróże w orientalne miejsca. Stworzyli w Poznańskiej kamienicy na Śródce swój własny mikro-klimat. Tym samym - wciąż są w podróży. Pod każdym względem. Przekonacie się o tym odwiedzając Cafe La Ruina i zaglądając choć na moment - do Raju.

 









RAJ sąsiaduje z La Ruiną. Mieści się w budynku po dawnej cukierni, o czym świadczy zachowany na szybie wystawowej szyld.

Serwowana tam kuchnia podróży, jak o niej mówią sami właściciele, bynajmniej nie jest kuchnią wegetariańską i nie posmakowałyśmy jej. Jednak zachwyca mnie pasja ludzi, którzy z takim zamiłowaniem i dbałością tworzą na zewnątrz to, co im w duszy gra.

Jak sami piszą: "Kuchnia podróży, którą serwujemy w Raju to próba ożywienia niesamowitych, nie tylko kulinarnych wspomnień z naszych wojaży po świecie.

Podajemy Państwu efekt długich, bezkompromisowych poszukiwań najdoskonalszych proporcji oryginalnych składników, z których bardzo wiele pozostaje praktycznie nieosiągalnych w Polsce.

Słowem, precyzyjnie odtworzyliśmy dania, na punkcie których przepadaliśmy totalnie u źródeł.  W Afryce, Ameryce Południowej i Środkowej, Azji i Europie."

 

Do Raju weszłyśmy na chwilę, by zrobić szybkie rozpoznanie. Zaciekawiło mnie wnętrze i wystrój. Zapytałam o menu. Bardzo uprzejmy i dobrze poinformowany młody człowiek opowiedział o proponowanych obecnie daniach. Wymieniał orientalne nazwy, listę składników i ich pochodzenie. Zaznaczał dbałość o szczegóły podczas przyrządzania potraw. Byłam pod wielkim wrażeniem. Musiałam jednak skonstatować, iż brak mi w tej obfitości dań wegańskich.

I choć nie wrócę do poznańskiego Raju, by nasycić żołądek, to chętnie wstąpię tam ponownie, by podziwiać efekt starań ludzi. Z niekłamaną przyjemnością odwiedzę znów La Ruina, by posiedzieć, wysączyć kawę, pobyć i się nacieszyć.

 

 

 

WRACAMY W REJON KWADRATU.

A to dlatego, że sąsiaduje on z miejscem, które znowu nas obie urzekło. Nie wiedziałyśmy wcześniej o jego istnieniu. Po wyjściu od Pana Wojtka szłyśmy ulicą i moją uwagę przyciągnęła informacja o wegańskiej zupie z botwinki.  Złapałam szerszy obraz i ujrzałam witrynę rozświetloną kolorowymi chińskimi lampionami. Nie mogłyśmy nie wejść do środka. Chciałam znaleźć się Pod Lampionami.

 





W pewnym sensie obie z Julią jesteśmy snobkami. Lubimy ceremoniały smaku.

(Przerwałam pisanie, ponieważ właśnie odwiedził mnie motyl. Wleciał przez uchylone okno do mnie, na poddasze. Przefrunął obok mnie, pod stół, pod łóżko, chwilkę pobył i... uleciał ku słońcu.)

Lubimy stykać się ze znawcami herbacianych odmian opowiadających z zachwytem o uprawach w Chinach czy herbacianych rejonach Indii i Nepalu. Kochamy ludzi znających  paletę smaków kawy, opowiadających godzinami o plantacjach, palarniach i niuansach aromatów. Jednak rytuał tradycyjnego parzenia herbaty ( z zachowaniem ceremoniału) wydaje się być subtelnością, mającą szczególne miejsce w naszych sercach.

Nie mogłyśmy zatem nie zatrzymać się dłużej Pod Lampionami. Nie mogłam też odmówić sobie ponownego odwiedzenia tego miejsca, by mieć okazję poznania jego twórczyni, wprowadzającej szczególnego ducha. Wnętrze herbaciarni zachęca do zwolnienia tempa i relaksu. Kolorowe lampiony, ciepłe kolory i duży wybór jakościowych herbat. Jak sami o sobie piszą - to miejsce wolne od zgiełku świata, gdzie możesz poczuć wewnętrzną harmonię i dobrze poczuć się sam ze sobą, jak i z innymi ludźmi. Cudownie!

Jak wszędzie, można odebrać miejsce powierzchownie bądź zagłębić się w otoczenie, dostrzec niuanse, poczuć właśnie ducha.

 








Gospodyni herbaciarni, pani Alicja, tworzy klimat do jakiego chce się wracać. Chętnie opowiada o swoich podróżach do Chin, dzieli się specjalistyczną wiedzą na temat herbaty i zaprasza do celebrowania naparów, które osobiście parzy w tradycyjny sposób. Dla mnie rozmowy z takimi pasjonatami to czysta i nie ukrywana przyjemność.

 
Pod Lampionami  jest kolejnym wyjątkowym miejscem, które mnie urzekło. Wystrój, rozmowy, herbata zaparzana i podana z namaszczeniem… Celebracja życia, ciszy, spokoju, smaku…




Moja dusza kocha podróże. Dziękuję Julii za tę wspólną, wyjątkową podróż. Marzą mi się kolejne.
Każda będzie jedyna taka… A Polska jest doprawdy pięknym krajem, bogatym w wyjątkowe miejsca i wyjątkowych ludzi, jeśli tylko chcesz tam dotrzeć…

Zapraszam Cię, zajrzyj ze mną w Bieszczady TUTAJ.

Zapraszam na przechadzkę po Krakowie TUTAJ.

Zapraszam również na spacer po Gdańsku TUTAJ.


Do zobaczenia na szlaku!

Do spotkania przy filiżance, misce bądź lampce czegoś… wyjątkowego!

 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wasze ulubione

Archiwum Bloga