GDAŃSK I JEGO SMACZNE MIEJSCA
Sobieszewski las obfitował w grzyby. Zbyszek co i rusz przynosił ich tyle, że mogliśmy nasycić się smakiem duszonych z cebulką maślaków, koźlarów, podgrzybków, a nawet prawdziwków. Jednak nie samymi grzybami człowiek żyje. Zatem postanowiliśmy sprawdzić co serwuje gdański bar wegański AVOCADO.
Robiliśmy sobie kilkakrotnie wycieczki do Gdańska, aby pochodzić po Starym Mieście, zajrzeć tu i tam. Wówczas na obiad wybieraliśmy właśnie Avocado. Bardzo miłe miejsce, godne polecenia każdemu, a weganom i wegetarianom zwłaszcza. Usytuowane w ładnej starej kamienicy niedaleko Galerii Bałtyckiej. Wnętrze nieduże, jasne, przytulne, czyste i schludne. Miła obsługa, będąca „w temacie”. Smaczne i niedrogie dania, również bezglutenowe. Dla mnie pychotę stanowiły falafele oraz pakory z kalafiora. No i oczywiście – wegańskie ciasta! Deser zabieraliśmy ze sobą. A także pudełeczko z humusem.
W domu pijaliśmy kawę zbożową, zatem każdy wypad do Gdańska miał jako punkt wycieczki wizytę w kawiarni, aby zaspokoić mój apetyt ma prawdziwą kawę. Pierwszego dnia długo szukałam na Starym Mieście kawy z roślinnym mlekiem. W końcu ktoś polecił mi PIKAWĘ. Całkiem miłe miejsce. Kawa przyzwoita, no i mieli sojowe mleko. Ale odkąd intuicja zaprowadziła mnie do RETRO CAFE, nie szukaliśmy już innej kawiarni. To kolejne miejsce, do którego chcę wracać. Bardzo dobrze tam się czułam. Wystrój, klimat, atmosfera, muzyka… I kawa. Pyszna kawa. W różnych odsłonach. W wersji wegańskiej. I – ciasta. W RETRO CAFE bywają ciasta wegańskie! Ja trafiałam tylko na szarlotkę, ale ekologiczną orkiszową szarlotkę! Zapewniam, że warto.
Było mi TAAAK DOOBRZE. Błogo. Czułam się rozpieszczana przez Zbyszka. I wciąż dziękuję mu za to.
Co do rozpieszczania – zdarzyło się jeszcze kolejne miłe i magiczne poniekąd zdarzenie. Tym razem to Zbyszek wypatrzył pewne miejsce i właściwie zaciągnął mnie tam, bo początkowo nie miałam ochoty wchodzić. A okazało się, że jest na co popatrzeć. Mały sklepik z wyrobami z Ameryki Południowej, a także z Polski. Biżuteria. Jak tylko weszłam mój wzrok zatrzymał się na ważkach. Niebieskich ważkach. Pamiętacie historię z Sanoka? Piękny kolorowy tatuaż w kształcie ważki? No właśnie, teraz ważka powróciła do mnie. Obejrzałam prawie wszystko, co leżało w gablotach i mogłam wyjść. Ale Zbyszek chciał sprawić mi prezent. Miałam coś sobie wybrać. Srebrne kolczyki w kształcie ważki, inkrustowane ceramiką, rękodzieło z Południowej Ameryki nie miały konkurencji. Symbol przestrzeni i wolności ozdobił moje uszy…
SPACEREM PO GDAŃSKIM STARYM MIEŚCIE
Przyznam, że zarówno w Krakowie, jak i w Gdańsku, a także w Bydgoszczy lub Wrocławiu uwielbiam chodzić po Starym Mieście. Gdańską starówkę obeszłam więc minionego września kilka razy. Chłonęłam atmosferę, przyglądałam się kolorowym kamienicom, czasem ludziom. Duże wrażenie wywarło na mnie zagospodarowanie pięknej kamienicy przez hotel Radisson Blu przy Długim Targu. Usytuowany jest u zbiegu ulic i wejście do niego znajduje się z dwóch stron. Warto zatrzymać się i wejść, aby obejrzeć wnętrza.
Oktagonalny kształt witryny w podłodze, w hallu hotelu Radisson, na Starym Mieście w Gdańsku. |
Widok w górę, dokładnie ponad podłogową witryną. |
Na każdej Starówce można spotkać ulicznych grajków. Jednak czasem trafia się na naprawdę dobrą muzykę i fajnych ludzi. Tak jak w Krakowie zasłuchałam się w dźwiękach fortepianu Arne Schmidta, tak w Gdańsku dłuższą chwilę przysłuchiwałam się rytmicznej muzyce młodych chłopaków i podrygiwałam sobie radośnie. To był dobry band.
Podczas pobytu nad morzem wielokrotnie towarzyszyła nam tęcza, a czasem nawet dwie. Spotkała nas przed domem, na plaży, a także w gdańskim porcie. W ogóle wciąż zachwycaliśmy się pięknem nieba, kształtem chmur i światłem przez nie przebijającym.
Spacer o zmierzchu, traktem przy kanale |
NIEPOWTARZALNE CHWILE
W Gdańsku na Starym Mieście, niedaleko portu widziałam człowieka grającego na gitarze. Widok niezbyt osobliwy, wielu takich się spotyka. A jednak. W tym człowieku było coś wyjątkowego. Siedział na chodniku, przed nim otwarty futerał na gitarę. Śpiewał radosne piosenki. Przywodził mi na myśl wakacyjnych autostopowiczów, klimaty z „Podróży za jeden uśmiech”. Ujęło mnie jego śpiewanie pełne pogody ducha oraz uśmiechnięte jasnoniebieskie oczy. Nieco wyblakłe oczy dojrzałego człowieka, który już sporo przeszedł i wciąż zachowuje pozytywne nastawienie do życia. Niezależnie od… lub pomimo…
Człowiek z gitarą - nie ma nic, a jednak ma wszystko. JEST WOLNY.
Wlał słońce w moją duszę i serce. Słuchałam jego śpiewu i uśmiechałam się, odczuwając radosne rozpromienienie wnętrza. Wciąż widzę jego pogodną twarz, wesołe oczy wypełnione błękitem nieba i szczerą duszę.
Nie mam nic i mam wszystko.
Podzieliłam się z nim wszystkim, czym mogłam. Monetą, rozpromienieniem, błogosławieństwem i szczerym uśmiechem, gdy spotkały się nasze spojrzenia.
TO SĄ PIĘKNE CHWILE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz