Polecany tekst

MOJA KORONA

Na Pełni w Skorpionie zagłębiam się w sobie... 6.05.2020 MOJA KORONA 👑  Moja Korona jest Zielona  Berło moje jest wśród drze...

19 grudnia 2013

Jak pozwoliłam pozbawić się energii

  
Postanowiłam podzielić się tym doświadczeniem – ku przestrodze.
Otóż natknęłam się na osobę, która zaczęła celowo przykuwać moją uwagę. Stałam na przystanku, czekając na autobus. W pewnej chwili zauważyłam kobietę. Nosiła duże ciemne okulary, a mimo to wiedziałam, że na mnie patrzy i stara się przyciągnąć mój wzrok
Widziałam i czułam, że coś z nią jest NIE TAK. Gdy nadjechał mój autobus wsiadła do niego tuż za mną i zaraz rozpoczęła rozmowę przez telefon. Mówiła na tyle głośno, aby pasażerowie obok słyszeli dokładnie treść rozmowy. Informowała rozmówcę o nagłej śmierci młodego mężczyzny i terminie pogrzebu. Właściwie, to KTO jadąc autobusem przeprowadza TAKIE rozmowy? Ale to oczywiście nie moja sprawa. Nie chciałam tego słuchać, wiedziałam że to nic dobrego, czułam że to celowe wciąganie w niskie wibracje, w energetyczny dół, a jednak… nie potrafiłam przestać, nie przeszłam w inne miejsce. Sygnał był na tyle silny, że choć chciałam się odciąć, przyciągał moją uwagę. Czułam jak moje uszy wręcz wyciągają się, aby słuchać jej opowieści, choć wcale słuchać NIE CHCIAŁAM! Wiedziałam, że słuchać NIE POWINNAM. Szczęśliwie po kilku minutach wysiadłam z autobusu.
Ale - Następnego dnia byłam wyczerpana! Jakby mi ktoś upuścił krwi. Ledwo zipałam i zastanawiałam się: O CO CHODZI?! Kiedy weszłam w siebie, zobaczyłam obraz tej kobiety. I już wiedziałam bez wątpienia, co stało się przyczyną mojego osłabienia. Czym prędzej poszłam do lasu, pobyć między drzewami, poprzytulać się do brzozy, aby oczyścić swoje pole i doładować je.
Uważajcie na siebie!
Takie pasożyty można spotkać na każdym kroku. Nie wypatrujcie ich. Bądźcie czujni wtedy, kiedy coś zacznie przyciągać waszą uwagę. Zastanówcie się czy to „COŚ” podnosi was, czy ściąga w dół. Kiedy tylko rozpoznacie, że coś jest nie w porządku, odczujecie jakiś niepokój – odetnijcie się od tego. Zmieńcie miejsce, pójdźcie w innym kierunku, skoncentrujcie myśli na czymś pozytywnym, nie pozwólcie aby ktoś wciągnął waszą uwagę (a więc energię) w niskowibracyjne, dołujące rozmowy, tematy. Możecie otaczać siebie światłem, złotym światłem i ugruntowywać się w poczuciu bezpieczeństwa.

Bywają też sytuacje, właśnie w komunikacji miejskiej, kiedy ktoś wcale nie rozpoczyna dyskusji, jednak siedzi i „dziwnie” się przygląda. To się czuje bardzo szybko. Nagle robi się „jakoś nieswojo”, albo można poczuć się słabo. To też powinno dać do myślenia.

Jeśli jesteś wystarczająco mocno ugruntowany w sobie, pełen swej wewnętrznej mocy, zamiast odcinać się możesz… myślą swoją i intencją, wewnętrznym skupieniem roztoczyć Pokój wokół siebie, tym samym wyciszyć i zneutralizować destrukcyjne zapędy innej Istoty.
Jeśli jednak nie czujesz się na siłach – odejdź, wyjdź, odetnij się bez wahania.

Za każdym razem trzeba umieć wyczuć daną sytuację, aby wiedzieć jak postąpić w tym konkretnym przypadku. Przede wszystkim należy BYĆ UWAŻNYM.
Niech Wam się nie wydaje, że jak już tyle przerobiliście, tyle doświadczyliście, to wiecie wszystko i nic takiego was nie spotka. Świat dookoła nieustannie się zmienia i zmiany te wciąż przyspieszają. Byty pasożytnicze coraz częściej tracą grunt pod nogami i za wszelką cenę usiłują przyczepić się do mało uważnych osób, z których energię da się czerpać.
Sama generalnie jestem uważna, a dałam się wciągnąć. W sytuacji, którą opisałam, do pewnego stopnia uległam manipulacji, jednak cały czas byłam obserwatorem zdarzenia. Spieszyłam się wówczas na ważne spotkanie i to na nim skoncentrowałam swoje myśli. To doświadczenie było mi potrzebne, aby być ostrożniejszą oraz – by uwrażliwić innych.
Bądźcie więc spokojni, zrównoważeni i ugruntowani wewnętrznie, przytomni i uważni, a wszystko będzie dobrze.

JA JESTEM MIŁOŚCIĄ,
JA JESTEM PRAWDĄ I ŻYCIEM.
JA ZARZĄDZAM, ŻE KAŻDA CIEMNA MOC
ODSTĘPUJE W MGNIENIU OKA.




Moja Droga na Południe - Bieszczady: TUTAJ CZAS PŁYNIE INACZEJ








Nawet nie masz pojęcia, jakim wydarzeniem było dla mnie poczuć góry, oddychać tamtym powietrzem, chodzić bosą stopą po mchu i moczyć ją w zimnym źródle za twoją namową...



POCZUĆ GÓRY
               
Przenosiny do Ciężkowic zostały zaplanowane, a tymczasem nasycałam się wyjątkową atmosferą Bieszczad. Tutaj czas płynie inaczej. Przez ostatnie dwa dni pobytu wydarzyło się i wchłonęłam tyle, jakby to było dni kilkanaście. Oddychałam głęboko powietrzem, pełnym życiowej energii, zapachu ziemi, traw, drzew.

Moja Droga na Południe - Bieszczady: NIEOCZEKIWANA ZMIANA MIEJSC i SPEŁNIANIE MARZEŃ




NOWY KIERUNEK

Kiedy następuje nieoczekiwana zmiana planów, znaczy to, że coś jest na rzeczy, a życie szykuje znacznie lepszy plan.

Wybieraliśmy się na cały dzień do Sanoka. Rano zadzwonił telefon. Henio przepraszając zawiadomił, że trzeba będzie wcześniej zwolnić miejsce w domu. Z trzech-czterech tygodni zrobił się tydzień. Zostały nam jeszcze trzy dni. Trochę przykro będzie tak szybko opuszczać to urokliwe miejsce. Zastanawialiśmy się więc – co dalej?

16 grudnia 2013

Moja Droga na Południe - Bieszczady: TRANSFORMACJE ŻYWIENIOWE czyli człowiek w procesie



Po wizycie Jana i Bożenki pozostały ciepłe odczucia oraz kaszanka. Tak, kaszanka. No, nie tylko. Również cukinie, pomidory i ogórki z ogródka, świeże zioła, przyprawy, żytni chleb na zakwasie, słowem – dary obfitości. Ale tylko ten jeden zaczął stwarzać PROBLEM. Kaszanka była z pewnością wyborna, domowej roboty, przywieziona od Bożenki specjalnie dla Zbyszka. Bożenka wiedziała, że ja odżywiam się wegańsko. Ale Zbyszek był wszystkożerny, jak sam o sobie mówił. Tylko że… no właśnie.

15 grudnia 2013

Moja Droga na Południe - JA CHCĘ DO JANA! - Bieszczadzkiej opowieści c.d.


Po krótkiej, a może nawet dłuższej przerwie kontynuuję relację z wrześniowego wyjazdu w Bieszczady.

Dwie części opowieści schowały się w czeluściach komputera i czekały na swój moment, no i nadszedł.

Jeśli nie znasz początku tej historii, dobrze byłoby wrócić do wpisów październikowych, począwszy od "FORTUNA KOŁEM SIĘ TOCZY".

Zatem wracamy na bieszczadzką ścieżkę...




WSZYSCY JESTEŚMY W DRODZE - uwalnianie napięć, akceptacja i spokój




Ostatnio na stronie "Listy do Przyjaciół" podzieliłam się swoim snem sprzed kilku lat. Był to sen o Drodze... Ta Droga, to Życie przede mną. Droga jest stale w trakcie budowy. Podążając nią każdego dnia układam kostki pod swoimi stopami. Nie ma tutaj jakiegoś dalekosiężnego celu, ponieważ to ONA sama jest celem, każdy krok, podążanie i doświadczanie. Właściwie - to nie Życie przede mną, ale bycie TU i TERAZ.

TAO te king, rozdział 48:
"Uczeń pracując, osiąga codzienny postęp,
Lecz Drogę można osiągnąć
Jedynie przez codzienne straty:
Stracić tu, nie zdążyć tam...
Aż przychodzi spokój.

Wszystkiemu, co istnieje, potrzebna jest swoboda.
Cały świat należy do tych, którzy pozwalają mu
Płynąć lekko, zgodnie z naturalnym porządkiem,
Ale jeśli ktoś się wysila i pozostaje
W nieustannym napięciu,
Świat wydaje się niezwyciężony."

Powyższy rozdział TAO te king towarzyszy mi w sposób szczególny.
Wracam do niego co jakiś czas, wczytuję się w brzmienie słów i tego, co jest pomiędzy słowami. Codzienne straty, jak wielu z nas,  miałam sposobność odczuć mocno i wyraźnie. Podążając Drogą swego istnienia uczyłam się i uczę nadal akceptować straty. Właściwie przestałam myśleć w kategoriach „straty”. Uwolniłam ze swego życia naprawdę dużo ciężarów, cały balast pozostawiłam za sobą. Zaakceptowałam konsekwencje moich decyzji o radykalnych zmianach, a łączyły się one ze sporymi, namacalnymi stratami – materialnymi, takimi jak pozbycie się samochodu, mieszkania, wielu przedmiotów; dotyczącymi tak zwanej pozycji w środowisku zawodowym i wiążącym się z tym uznaniem i akceptacją otoczenia; utratą poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego; a także dotyczącymi ludzi w moim życiu.

Jednak żadna nauka nie jest dana raz na zawsze. Kiedyś wydawało mi się, że jak już coś osiągnę, zdobędę pewną umiejętność, to będę mogła ją „odhaczyć” i tak już pozostanie. A to nie tak. Każdego dnia weryfikuję siebie samą na nowo. Każda sytuacja jest nowa, inna. Wszystko ulega zmianie. Również ludzie wokół mnie. Trzeba stale zachowywać uważność, czujność i dokonywać wewnętrznego wglądu. Jednak bez napięcia, bez wysilania się. Impuls przychodzi we właściwym momencie. Wciąż jestem w drodze, codziennie buduję kolejny jej odcinek, przyglądam się i badam. I poczułam nie raz, jak faktycznie w końcu przychodzi spokój…

„Stracić tu, nie zdążyć tam...
Aż przychodzi spokój.”

Trzeba przestać się bać straty, przestać obawiać się zmian, zaakceptować fakt, że nic co materialne nie jest stałe, że ludzie również odchodzą z mojego życia.

Im mniej mam, tym mniejsze są moje potrzeby. Jeśli czuję się pogodzona z tym, odczuwam spokój. Najpierw zmniejszają się, a później znikają lęki związane z koniecznością zabezpieczenia tych potrzeb. Wymaga to ode mnie akceptacji tego co jest, tego co przychodzi oraz ufności, że Życie o mnie dba i wszystko JEST DOBRZE, układa się tak, jak trzeba. Przekonałam się wielokrotnie, że moje wyobrażenia o tym, jak powinno wyglądać moje życie, co powinno się właśnie teraz wydarzyć i czego tak bardzo mi potrzeba, wcale nie stanowiły najlepszych rozwiązań. Kiedy usilnie chciałam wprowadzać własne wizje i realizować moje scenariusze zdarzeń, zaliczałam „porażki”, szło jak po grudzie, doznawałam rozczarowań i związanego z tym bólu. Kiedy jednak akceptowałam TO CO JEST i pozwalałam na swobodny przepływ, poddawałam się nurtowi wydarzeń, przestawałam się wysilać i ufałam, że naprawdę, BÓG WIE CO ROBI i ma dla mnie dobry plan – sprawy zaczynały stopniowo układać się na właściwe miejsce, a ja dostrzegałam w tym wszystkim głębszy sens. Również w każdym swoim potknięciu, upadku, nabitych siniakach, które dzięki przyglądaniu się im, dawały mi cenne doświadczenie.

Wiosną tego roku wielokrotnie powtarzałam poniższy tekst, kontemplując go. Z powodu tak zwanych przeciwności losu było mi trudno i nie widziałam przed sobą perspektyw, które bardzo widzieć chciałam. Kolorowymi mazakami wypisałam słowa z TAO te king na zwykłej kartce i przyczepiłam do półki. Miałam ją wciąż przed oczami. Pomogło mi to wlać w siebie przesłanie tych słów i poddać się naturalnemu porządkowi rzeczy.

„Wszystkiemu, co istnieje, potrzebna jest swoboda.
Cały świat należy do tych, którzy pozwalają mu
Płynąć lekko, zgodnie z naturalnym porządkiem,
Ale jeśli ktoś się wysila i pozostaje
W nieustannym napięciu,
Świat wydaje się niezwyciężony."

Tak to już jest, że wszelkie zmiany należy zacząć od siebie, a konkretnie we własnym wnętrzu.

Jeżeli w świecie wewnętrznym dokonuję porządków, wprowadzam weń harmonię i spokój - w świecie wokół mnie wszystko stopniowo zaczyna układać się na swoje miejsce, zaczynam odczuwać otaczający mnie spokój. To oczywiście jest nieustający proces. Każdego dnia pojawiają się czynniki - zdarzenia czy emocje - mogące ten spokój zburzyć. I niejednokrotnie zdarza mi się, dać się ponieść emocjom. W porządku, jestem człowiekiem. Rzecz w tym, że jestem ich świadoma, przyglądam się im i wciąż uczę się siebie. Dzięki temu, całkiem  niedawno rozpoznałam tkwiące jeszcze we mnie poczucie zagrożenia. Myliłam je z zakorzenionym poczuciem winy. Pewne sytuacje pozwoliły mi odczuć, o co tak naprawdę chodzi. Uświadomiłam to sobie, zrozumiałam i od razu zrobiło mi się lżej! Dzięki temu zamiast konfrontować się z ludźmi, skonfrontowałam się z samą sobą, a do kolejnych sytuacji podeszłam ze spokojem, otwartym umysłem i pełnym poczuciem bezpieczeństwa. Pamiętając przy tym, że nie odpowiadam za decyzje innych, lecz tylko za swoje.




13 grudnia 2013

SUROWY SERNIK Z OWOCAMI - Czekoladowy, 100% Vegan





Ponieważ ostatnio coś opornie idzie mi pisanie, postanowiłam oddalić się od klawiatury i zwrócić w kierunku kuchni, aby wykreować coś smakowitego i słodkiego. Od dawna „chodzi” za mną sernik z nerkowców. Zatem nie zastanawiając się wiele wyciągnęłam z szafki orzechy i namoczyłam je, zostawiając  na noc w lodówce. Schłodziłam także puszkę organicznego mleka kokosowego, aby móc z niego łatwo ściągnąć śmietankę.
Nie korzystałam z konkretnego przepisu. Inspirowałam się tym, co już wiem i poddałam się spontanicznemu działaniu.

Wszystkie składniki umieściłam w blenderze-rozdrabniaczu z grubszym nożem w kształcie litery „S” i dokładnie zmiksowałam na gładką masę:

- Namoczone i odsączone orzechy nerkowca (około 2/3 szklanki suchych)
- Uprażone nasiona ekologicznego sezamu niełuszczonego ( ok. 4 łyżek)
- Wiórki kokosowe, koniecznie bio czyli bez siarki ( ok. 3-4 łyżki)
- Śmietanka kokosowa bio (zdjęta z wierzchu dobrze schłodzonego mleka kokosowego – około 3 łyżek)
- Surowe ekologiczne kakao ( 2 pełne łyżki)
- Namoczone owoce suszone, wszystkie organiczne czyli bez siarki:
5 daktyli
4 śliwki
4 morele
- Przyprawy do smaku:
Cynamon
Kardamon
Chilli
- Sok wyciśnięty z połówki cytryny

W zależności od uzyskanej konsystencji można dodać dla zagęszczenia więcej sezamu, wiórków albo na przykład zmielonego siemienia lnu. Wszystko też zależy od upodobań smakowych. Można nie dodawać kakao, jeśli nie ma się ochoty na czekoladową wersję lub się czekolady nie lubi.
Prażony sezam nabiera charakterystycznego aromatu, który ja akurat uwielbiam. Można użyć sezamu nieprażonego, ważniejsze jest aby był niełuszczony czyli pełnoziarnisty i bez dodatków chemicznych. Sezam jest doskonałym źródłem łatwo przyswajalnego wapnia.



Kilka suchych śliwek i moreli pokroiłam w paski i ułożyłam na papierze do pieczenia, w plastikowym pudełku. Na to wyłożyłam gotową masę.
Zamknięte pudełko wstawiłam do lodówki. Sernik chłodził się całą noc i jednocześnie gęstniał. Na talerzyk wyłożyłam go do góry dnem, aby ukazać owoce. Warto podawać tuż przed smakowaniem, aby był zimny i zachował zwartą konsystencję.



Z tej samej serowo-owocowo-kakaowej masy można również uformować kulki, obtoczyć je w kakao, wiórkach lub sezamie i uzyskać całą paterę surowych trufli. Wyglądają efektownie, więc to dobry pomysł na uraczenie przyjaciół, przybyłych na kawę lub herbatę.

Niestety nie dysponuję odpowiednimi formami i profesjonalnym kuchennym sprzętem, ani szeroką gamą naczyń, mogących służyć jako fotograficzne modele. Mój dobytek został skompaktowany do minimalnych rozmiarów, a ja mieszkam, pracuję i gotuję na przestrzeni kilku metrów kwadratowych. Taki jest stan obecny, który w każdej chwili może się zmienić, pozwalając mi nabrać rozmachu w działaniach kulinarnych oraz prezentować ich efekty w bardziej ciekawy dla oka sposób.


SUPLEMENT: Śniadaniowy krem bananowy


Tak szybko i ze smakiem go zjadłam, że nawet nie zdążyłam sfotografować… to znaczy, że byłam bardzo głodna a krem wyszedł pyszny!

Tradycyjnie miałam w lodówce trochę wczorajszej kaszy jaglanej, a z salatery tęsknie zerkały na mnie dwa dojrzałe bananki (nieduże, a konkretnie małe).

Wyciągnęłam kielich do blendera i umieściłam w nim kaszę, umyte i obrane banany, garść sparzonych i namoczonych włoskich orzechów, wsypałam prażony sezam, cynamon i dolałam nieco ryżowego waniliowego mleka (może być każde inne roślinne, jakie jest pod ręką). Ilości składników zależą od stanu posiadania i aktualnego apetytu na dany smak, a także od konsystencji, jaką chcę uzyskać. Dodaję więcej mleka, jeśli mam chęć bardziej na szejka, niż krem. Lubię taki luz w kuchni, improwizację. Jedynie w przypadku wypieku ciast lepiej trzymać się pewnych sprawdzonych proporcji, chociaż i tutaj lubię wrzucić swoje trzy grosze…



2 grudnia 2013

ZIELONY TWAROŻEK ZE SZPINAKIEM – 100% VEGAN


Ach te domowe twarożki! Jak dobrze, że bycie weganinem daje tak szerokie możliwości kulinarne. Natura oferuje nam przebogaty katalog roślin, z których możemy kreować różnorodne smaki. Aby przygotować twarożek na śniadanie nie trzeba doić krowy i nastawiać mleka na ssiadłe. Wystarczy namoczyć na noc orzechy nerkowca, a rano zmiksować je z wybranymi dodatkami. Ale dziś wykorzystałam jako bazę sojowy serek tofu.

Moje składniki:
4 łyżki prażonych nasion dyni i słonecznika - zmielić
Dodać kostkę naturalnego eko-tofu (180-200g)
Suszony czosnek niedźwiedzi
Odrobinę chilli
Sól różówą himalajską – do smaku
Sok z cytryny – do smaku
Pełną garść umytego i odciśniętego szpinaku
2 łyżki oliwy z oliwek extra virgin

Mój blender jest mały, więc najpierw zmieliłam suche uprażone nasiona, dodałam pół kostki tofu, przyprawy i część szpinaku – zmiksowałam i stopniowo dodawałam resztę tofu i szpinaku, aby blender mógł sobie z nimi poradzić.




Gotowy twarożek świetnie komponuje się z kaszą jaglaną lub ryżem, warzywami na parze, makaronem bądź na grzankach. Na zdrowie!


Polskie tofu ekologiczne




Wasze ulubione

Archiwum Bloga